Hieronim
Korcz musiał wyjechać na kilka dni. Ta istotna konieczność
wywołał w nim rozedrganie mięśni, których istnienia nie
przeczuwał, a jednak były. Wzruszył ramionami i poszedł wywlec
walizkę z szafy. Otworzył a z jej pustego wnętrza jak jaki
pieprzony dżin z dzbanka, wionęły na niego wspomnienia poprzednich
podróży. Hieronim Korcz nie miewał miłych wspomnień z wyjazdów,
o nie, raczej wilgotne, stęchłe i oślizłe. Potarł kciukiem kość
policzkową i mruknął: - Hm.
- Trzeba się spakować. - Dodał. Wizja pakowania się sprowokowała w nim mdłości, toteż poszedł do kuchni zaparzyć kawę, miał przy tym chwilę kiedy zatrzymały się wszystkie trybiki w Hieronimie Korczu. W końcu zdecydował i zaparzył czekoladową.
- Trzeba się spakować. - Dodał. Wizja pakowania się sprowokowała w nim mdłości, toteż poszedł do kuchni zaparzyć kawę, miał przy tym chwilę kiedy zatrzymały się wszystkie trybiki w Hieronimie Korczu. W końcu zdecydował i zaparzył czekoladową.
Tak, tego za
wiele jak na jednego Hieronima Korcza. Postawił kawę, pogłaskał
kota i podreptał do półek z książkami, wziął swojego
ukochanego „Srebrzynka”, rozsiadł się wygodnie i kładąc nogi
na biurko westchnął z ulgą, nawet lekko się uśmiechnął
otwierając książkę. Rzeczywistość przestała się miotać i
zajęła oczekiwane od niej miejsce.