Po co? To pytanie
towarzyszy. Jest na nie tyle odpowiedzi ile czasu na życie. Każdą chwilą, każdym haustem przestrzeni odpowiadamy na nie. Ty sobie, ja
sobie.
Przedreptałem
wiele dróg, ścieżek i bezdroży, na swoja miarę, na swój czas.
Życie jest moralnie obojętne, nie jest darem, nie jest dobrem, ani
złem, jest obowiązkiem. Jesteśmy skończonymi egoistami,
oczekujemy nagrody za czynione dobro, a zło które czynimy zamykamy
na klucz w osobnym pokoju. Umierałem trzy razy i wiem, że nagrody
nie ma. Śmierć to nieopisany ból, a potem nic. Utrata przytomności
i nic. Tak zwyczajnie. To trudne do zapisania, bo pisząc "nic" znakami liter kreuję "coś". Więc postaraj się rozumieć "nic" jako brak czegokolwiek, we wszystkich mozliwych do wyobrażenia wymiarach.
Pisze z wielkim
trudem, stąd hasłowość i skrótowość. Życie to obowiązek.
Sami musicie zakreślić miarę obowiązku, ona nie jest dana. Gdyby
było inaczej, nie byłoby progresji cywilizacji. Jesteśmy w czasie
przełomu cywilizacyjnego i technologicznego. Sporo tracimy i
zyskujemy, żeby za tym nadążać. A jednocześnie siejemy ziarno w
ziemie, sadzimy drzewa, płodzimy dzieci w rozkoszy miłości. Tak
jak nasi przodkowie, tak jak zawsze, bo przecież inaczej nas by nie
było.
Nie ma sensu nad
tym się rozczulać, trzeba żyć póki życia, najlepiej jak kto
umie, to jest zasada moralna.
Tak i ja kiedyś
myślałem, że życie jest szansą na samorealizację,
urzeczywistnianie pragnień, marzeń, spełnianie się. Nigdy nie
chciałem, by realizowało się to przez zabijanie ludzi i takie tam.
Mam jednak do końca pewność, że miałem prawo wyboru. I to, ze
ludzkie wybory nie zawsze ścielą się łanami tulipanów w
ogrodzie.
A tak na marginesie, Aleksander Bardini, Żyd zwyczajny, mawiał: - Gram różne role, bo Bóg dał mi talent, a jakoś muszę zarabiać na życie. Każda moja rola, to poszukiwanie siebie.