Czarek Samuel K.

sobota, 12 maja 2012

dziurawe prezerwatywy




     Skrzaty odnalazły spokój. Popiskiwał cichutko, był jak kłaczek kurzu na zgubionym bucie.
     Pomruczały trochę z zadowoleniem i udały się do centralnej części załóżkowia. Usiadły wygodnie na nocnikach. Czas było rozpocząć debatę nad niebywale ważna kwestią: - Kto był na tyle lekkomyślny, że zgubił spokój?
     Czekały cierpliwie, aż ktoś zagai.







85 komentarzy:

  1. Jest szansa, że odpiskną jak ktoś je zagai! ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie są zbyt rozmowne jak nocnikują.
    Siedzą na werandzie i plażują?

    OdpowiedzUsuń
  3. Może pytania retoryczne ożywią intonację wypowiedzi?

    OdpowiedzUsuń
  4. W Zaluzkowiu jest weranda, plaza, sciezka w gorach, laka anemonow ... gwiazdy na niebie i noce czarne jak nadzieja

    OdpowiedzUsuń
  5. L’Astrée położone jest na wschód od Zaluzkowia. Ulubioną lekturą mieszkańców są
    "Bajki Babci Gąski". Noce są magiczne. W powietrzu niesie się zapach mandarynek, cytryn i herbaty.

    OdpowiedzUsuń
  6. Na poludnie od L’Astrée i Załóżkowia jest kraina, o ktorej wiadomo tylko tyle, ze stamtad przybyly skrzaty, ponoc piękna jak lody pistacjowe. Ale kiedyś pewnemu srzatowi drewniany lezak przytrzasnął palec, zszedł mu paznokieć i długo bolało. To był pierwszy raz w historii kiedy srzaty doświadczyły bólu. I opuściły te przecudną krainę raz na zawsze, chyba teraz tam mieszkają ludzie. Ale różnie mówia, szepty skrzatów są wieloszaptowe i szaleszczące.

    OdpowiedzUsuń
  7. Na północy krainy część z nich kąpie się o brzasku w potoku Lignon, Najbardziej radosny klimat panuje w kącikach wypoczynkowych. Chronią się tam i odpoczywają. Przejawy sympatii okolicznych mieszkańców są za mocne.
    Sporo w nich malują. Jest to niezłą zabawą. Lubią łączyć barwy.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zaluzkowie czasem laczy wszystko ze wszystkim, najbardziej zamyslenia z tesknota i snami, jest więc malo sielankowe. Laczy barwy klory, dźwieki, strach, lęk, przerazenia, miłość, śmierć. Caly swiat, jeden i drugi.
    Skrzaty zasłuchuja się, bywa, w moje szepty w dziwnym dla nich gardlowym języku. W moje najcichsze z najcichszych modlitwy, a może szepcę czasem przez sny? Nie wiem. Wydawalo mi się, ze wieczorami próbuja nucic Hir Haszirim, ostatnio słyszalem nawet wielkiego Hrowitza i prawie slyszalem wpatrzone w niego oczy jego Wandy ...

    OdpowiedzUsuń
  9. Skrzaty nie mają pojęcia skąd, kiedy i dlaczego wzięły się tam gdzie są.
    Gdy się nie wie skąd przychodzi trudno wiedzieć dokąd się idzie. Raz nucą Hir Haszirim innym razem
    "Bo miewamy często głupie sny,
    ale potem się budzimy i: ..."

    OdpowiedzUsuń
  10. Ironia jest nie na miejscu. Skrzaty wiedza skad są, są nas. Jesli zas my nie wiemy skad jestesmy ...
    Mozna zyc kaszanka z rusztu , tanim piwem i rechtem z dowcipow smutnych jak placz dziecka, ktoremu akurat auto rozjechalo psa. Mozna bardzo skutecznie i wytrwale.
    Tyle ze ja nie mam checi ani potrzeby, znac, czy interesowac się takimi ludźmi. Po co mi?

    OdpowiedzUsuń
  11. W L’Astrée skrzaty czytają "Dialogi Platona". Uważając, że same nic nie wiedzą. Prawdziwej wiedzy dopiero poszukują. Czasem biorą się za coś, czego nie powinny ruszać. W tym przypadku za śpiewanie. Zwracają uwagę na formy towarzyskie. Pod poduszką mają spisane Aseret ha-Dibrot.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie wiem, co jest madrosc, może zdolnosc stawiania pytan. Ponoc jeśli umiesz postawic pytanie, znasz odpowiedź. Na pewno jest zaciekawieniem, może ciekawoscia, niespiesznym poszukiwaniem w zastanej rzeczywistosci siebie. Bo tam wszystko ma poczatek i koniec.
    Skrzaty w Zalozkowiu niezbyt zwracaja uwage na formy towarzyskie, bo najczesciej uwazaja to za zbyt malo istotne dla nocnikow. Choc po mordach się nie leja. Dlatego probuja czasem nucic, mruczec, szeptac – to ich piesni. Trzeba bardzo kochac brak ciszy, wtedy można to nazwac muzyka. Muzyka? Hm, w kazdym razie forma harmonii.
    Wiesz? Pod poduszkami maja zawsze kawleczki wanilii, a Dziesiec Oswiadczen Boga w Torze i w duszy.

    OdpowiedzUsuń
  13. Skrzaty przerwały studiowanie geografii, astrologii, astronomii. Podniosły poduszki. Wyciągnęły kawałki wanilii. Schowały do złotej szkatułki. Narwały polnych kwiatów. Posypały nimi prześcieradła. Usiadły, zgodnie z tradycją na nocnikach. Zaczęły zastanawiać się. Czym jest mądrość?
    Mądrość jest darem Pana Boga. Trzeba jej się uczyć od niego, a wiedzy od ludzi. Tak jak nad Betlejem Pan Bóg zapalił gwiazdę, tak i nam zapala w życiu różne światła. Wstały. Poszły oglądać
    przed snem, jawajski brzask.

    OdpowiedzUsuń
  14. Wiekuisty jest Niepojęty, jest Wszystkim.
    Tak jak w Zalozkowiu – madrosc i glupota, dobro i zlo, piekno i odraza, życie i smierc, miłość i nienawisc, kasztany rozrzucone na trawie i trawa rozrzucona na ziemi, i ziemia rozrzucona do chodzenia, i kroki rozrzucone w nieznane … wszystko.
    Wiekuisty dal nam Pismo bysmy mogli rozumiec i wybierac i ponosic odpowiedzialnosc za czyny, za dokonane wybory. Za brak madrosci tez, bo i ona nie jest Jego darem. Jego darem jest istnienie.
    Wszystko co jest jest z Niego, poza Nim. Błogosławiony bądź Panie.

    OdpowiedzUsuń
  15. Skrzaty wpadły w błogostan.
    Wyciągnęły kawałki wanilii.
    Pachniały. Smakowały. Wyglądały, tak jak lubią. Spakowały, odpowiedni ekwipunek: kapelusz, torbę, koc. Poszły w odwiedziny do Zaluzkowia. Idąc zastanawiały się. Czy jest życie duchowe bez milczenia? Co może obudzić nadzieję? Chciały też obejrzeć, kasztany rozrzucone na trawie. U nich w L’Astrée, zielone, o tej porze roku kasztany wisiały mocno na drzewie.

    OdpowiedzUsuń
  16. Skrzaty pomyslaly, że czas jako miara chaosu jest malo linearny, raczej jest przestrzenia, w której jest to co teraz, kiedys i potem jednoczesnie. To skrzaty wedruja w nim, a nie on w skrzatach.
    Więc kasztany są na drzewie, na trawie i w kieszeni, a jeden nawet w nocniku. Kasztanom jest dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  17. Zadowolone z informacji, o kasztanach, poszły je obejrzeć. Te na trawie, drzewie i w kieszeni. Najbardziej interesował je, ten w nocniku. Który ze skrzatów postawił nocnik pod drzewem? Rezultatem ich intensywnych studiów, był projekt nowej metody "obliczania długości południka ziemi", która posługuje się księżycem.

    Komentarz @Ola Princessa, z jakich niepojętych przyczyn bloger nie zamieścił, pozwoliłem więc sobie "ręcznie".

    OdpowiedzUsuń
  18. Tak, skrzaty mają niezdrowe zainteresowania nader często skupione na nocnikach, a może zdrowe. Najważniejszy jest kasztan w kieszeni, bo dlaczeg ten i tam? Jaki niepojęty świat jest zamknięty w nim, że trzeba go mieć przy sobie w czasie wędrówek przez krainy skute lodem i mrokiem banałów i codzienności. Kasztan, mała planeta wszechparku.
    Zerowy południk skrzaty już wyznaczyły, zaraz po zasiedleniu Załóżkowia, odmierzyły go kroczkami, od Zakątka Kurzu do Zakątka Osamotnień. Potem przemnożyły przez ilość nocników i im wyszło.

    OdpowiedzUsuń
  19. Skrzaty usiadły przed oknem. Otworzyły świat baśni. Wpuściły do wnętrza złoty spokój, błękitnego popołudnia. Przyglądały się upływającym minutom.Pływającym w rzece Ebro okazałym sumom. . Ogarnęła je cisza. Wyciągnęły z kieszeni beztroskę. Były w niej też kwiaty kasztanowca".Płatki miały białe z żółtymi lub czerwonymi plamkami u nasady". To wszystko nie wywołało zamieszania w nieprzygotowanych umysłach.

    OdpowiedzUsuń
  20. A potem rzeką płynęły łąki anemonów i w zachodzącym słońcu było ciepło jak w sercu skrzata. Tylko ptaki spadały z nieba z głuchym dudnieniem. Jak w studnię.

    OdpowiedzUsuń
  21. Skrzaty zebrały płynące rzeką anemony. Ususzyły. Wsypały do woreczków z zapachem na mole.
    Usiadły na mchu pod sosną. Spojrzały na gwiazdy. Ptaki nie spały. Masowo spadały jeden po drugim.
    Ogłuszał je hałas. Skrzaty nie przejmowały się nocną ciszą. Rozpoczęły budowę fabryki nocników.
    Na ogrodzeniu napisały.
    PRZEPRASZAMY ZA EWENTUALNE NIEDOGODNOŚCI MOGĄCE WYSTĘPOWAĆ PODCZAS PRAC NA SĄSIEDNIEJ NIERUCHOMOŚCI W TERMINIE OD NIESKOŃCZONOŚCI DO NIESKOŃCZONOŚCI.
    W ich sercach panował tropik. Ogarnęła je gorączka złota.

    OdpowiedzUsuń
  22. Skrzatom w zasadzie obca jest empatia, tak deklarują choć kto je tam wie. Okresowo, szczegolnie po wciągnięciu lodow pistacjowych ogarnia je otchłań zwana miłością do wszystkich i wszystkiego, jak leci. Nawet do pająków.
    Tak, obejmuje to z metra miłość do złota, wszystkiego co się świeci, ש"ח i €, $ mniej. Jednak interesy skrzatow, np. wymiana papierkow po gumie do żucia na metki po majtkach nie są perspektywiczne, choć rozważają od zawsze powołanie gieldy papierow wartościowych Załóżkowia. Skrzaty uwielbuiają rozważać.
    Budowę fabryki zarzuciły po powieszeniu tabliczki, wysiłek i tak był w obszarze desperacji.

    OdpowiedzUsuń
  23. Skrzaty przymierzały okulary, w odcieniu:morza, nieba i piasku. Nie mogły zdecydować. Za, którymi się schować przed skrzącym blaskiem słomianego zapału. Oczekiwały na decyzję. Lewitowały między tu i tam. Znosiły materiały na budowę fabryki, "Ironia Romantyczna".
    ש"ח ,€ i $ ukryły głęboko w powieści szkatułkowej.

    OdpowiedzUsuń
  24. Unoszenie się cm nad ziemią jest powszechnie znaną metodą twórczej kontemplacji rzeczywistości stosowaną przez skrzaty. W takich chwilach właśnie budują najwspanialsze fabryki, lotniska i poematy. Czasem zaskoczone i olśnione efektem z wrażenia opadają z hukiem na dupę, ale zbierają się w sobie i zaczynają od nowa. Są aż upierdliwe w tym swoim uporze.
    W ogóle to, że są ironistami wynika z faktu, że ironię wyssały z mlekiem Drogi Mlecznej zanim jeszcze zaistniały, tzn kiedyś. Bywa że w tej ironii brną na manowce zgorzkniałych skrajności. Marzy się im nocami zrzucanie staruszek ze schodów i powstrzymuje je przed tym wyłącznie brak staruszek. Rekompensują to sobie wyrywając pająkom nóżki. Obserwują potem jak urwana nózka się porusza, z wyrazem rubasznej sytości na gębach. I z iskrami w oczach.

    OdpowiedzUsuń
  25. Skrzaty zastanawiały się. Staruszki lubią stan nieważkości i grawitację?. Słyszały, kiedyś jak jedna pytała drugiej. Kiedy odlecę? Te rozważania były jak "osadzanie kosmosu natury w kosmosie wyobraźni". Lepsze były urwane nóżki pająków, poszukujące właścicieli. Prawdziwa ontologia. Sytość na gębie wywoływała już sama masa ciała pająka oraz rozpiętość nóg.

    OdpowiedzUsuń
  26. Staruszki jedzą krówki i dlatego odlatują. Każdy ma swoje dopalacze, ma miarę wyobraźni zwanej afrodyzjakiem. Hm. W każdym razie skrzaty zaskakuje to, że w staruszkach mieszkają młode dziewczyny, bo w skrzatach nie mieszkają małe skrzaty, nie wytrzymały próby czasu.
    Skrzaty w ogóle czasem coś zaskakuje, aż otwierają oczy. Zasadziły np. na tarasie Załóżkowia pelargonię. Któregoś dnia szalała burza z wichrami, aż Niemcy wiali przez żyto. Pelargonię potargało i teraz wygląda jak drzewko bonsai. Skrzaty zastanawiają się, czy obrodzi wiśniami, ale nie zabiera im to snu z powiek, zastanawiają się kiedy się im nudzi. Skrzaty lubią się zastanawiać

    OdpowiedzUsuń
  27. We wszechświecie skrzaty otworzyły semafor gwiazd. W baletowych spódniczkach tańczyły wokół ogniska. Piekły cukrowe pianki. Nuciły kołysankę, o ośmiu pocałunkach. Dwa pomarańczowe, dwa cytrynowe, dwa zielone, dwa białe. Dobranoc.
    Piękno zamieszkało nad łukiem lekkim jak westchnienie. Rano będą miały ochotę na sok i pierniczki, czy tyko na pierniczki z sokiem.
    Na listku pelargonii znajdą karteczkę z napisem:
    Kokieteria nie jest zastrzeżona w literaturze tylko dla kobiet dojrzałych. Stąd młode dziewczyny w babciach.

    OdpowiedzUsuń
  28. Skrzaty zaparkowały nocniki na poboczu Załóżkowia i jęły myśleć à propos. Gwiazd, dziewczyn, tańca i bezów.
    Niebo było zasnute chmurami, cały dzień deszcz lał bez przerwy, no, z nieistotnymi przerwami, a semafor latał jak wiatrak Don Kichota. Gwiazdy były zbyt potencjalne. Ale dziewczyny... Z widocznym wysiłkiem skrzaty uruchomiły zwoje i pętle pamięci. Dał się słyszeć chrobot, który stopniowo przeszedł w suitę w formacji d moll. Usiadły krzyżując nogi, a w ich oczach rozrastała się pustka, aż dudniło.
    Nigdy nie widziałem tak smutnych skrzatów. Bezy miękły i roztapiały się na deszczu, pomyślałem, że skrzaty też mogą się rozpuścić w kałuży tęsknoty i posmutniałem bardziej niż one, w przeczuciu klęski i bezradnej tkliwości.

    OdpowiedzUsuń
  29. Skrzaty siedziały na nocnikach w kółeczku. Witały świat otwartym, szczerym spojrzeniem.Okłamywały same siebie. Tak dokumentnie, aż miło słuchać. Zgubiły spunka (odwagę).
    Szukały go po całym lesie. A on tymczasem z błogim uśmiechem, siedział na samym środku ścieżki przed ogrodem. Wlazł do kuchni. Bezceremonialnie wziął ze stołu karafkę z sokiem i dzbanek z czekoladą. Wypił potężny łyk jednego i drugiego. Na wszelki wypadek przykleiły na sosnach ogłoszenie: "Kto widział mego spunka, mego spunka?" Z kuchni dało się słyszeć najcudowniejsze ćliiiiiip. Na gębach skrzatów rozlał się błogi uśmiech,.

    OdpowiedzUsuń
  30. Spunk się najeżył. Myślał, że mieszka w truskawkach i fasolce szparagowej..... a tu dzbanek czekolady. Jeszcze nie wiedział, co o tym myśleć i czy w ogóle umie myśleć.
    Skrzaty spojrzały nieufnie i chóralnie zakrzyknęły - Och!

    OdpowiedzUsuń
  31. Skrzaty zajmowały się dzieleniem. Spunk uważał, że w takim dniu jak dziś, lepiej nie brać się do żadnego - "enia".- A jeżeli już, to powinno być to coś na rozweselenie.
    Żarłoczny wąż - trzasnął go po głowie. - bum! - wtedy syknął - uiuiuuuuuuuicz - i jeszcze raz go trzasnął - bum i- bach - zdechł, ach

    OdpowiedzUsuń
  32. Ach, zabity spun, spun zabity, całkiem zabity, martwy spun aaaaaaa.... zupełnie martwy.
    Skrzaty drapiąc się po nosach zastanawiały się, czy spun jest koszerny, miały przy tym drapieżny wyraz warg. Wszak było wcześnie rano, postanowiły więc tymczasem iść na kawę i przedyskutować, przecież każdy wie, że śniadanie to bardzo ważna rzecz, wręcz kluczowa.
    Tymczasem żarłoczny wąż łypał dyskretnie z szafki na buty i kombinował, co by tu jeszcze walnąć. Aż posykiwał z niezdecydowania.
    I tak w tym otumanionym emocjami powietrzu wisiał nowy dzień, nieuchronny jak topór kata. Skrzaty zajęte problemem koszerności otworzyły Talmud dla poparcia i otwarcie ignorowały ten fakt, a żarłoczny wąż nie był w temacie.
    Nowy dzień nadal wisiał lekko zdziwiony.

    OdpowiedzUsuń
  33. Skrzaty leżały na brzuchu w trawie. Obserwowały mrówki. Słuchały, jak strumyk z pomrukiem cichym się skrada. Śpiewały po polsku, angielsku, po niemiecku, francusku, włosku, hiszpańsku, holendersku, po czesku, arabsku, hebrajsku, japońsku, esperanto, węgiersku, po portugalsku
    "Jak dobrze być barankiem
    i wstawać sobie rankiem,
    i biegać na polankę,
    i śpiewać sobie tak:
    be be be, kopytka niosą mnie,
    be be be, kopytka niosą mnie."
    Jafe lihjot baranek
    Lakum sobie poranek
    Lalechet lepolanek
    Laszir szira kazot
    Bi, bi, bi, kopytka nos’im oti
    Bi, bi, bi, kopytka nos’im oti

    Senna, słoneczna wyspa, odpływała w miejsce nadchodzącego dnia. Złoty promyk łasił się do różanych wzgórz. Tęsknota skrzatów za spunkiem wyraźnie się nasilała. Wyczarowały go na nowo.



















    OdpowiedzUsuń
  34. Śpiewanie w japońskim skrzatom nie wychodziło – napięły się za bardzo i dostały czkawki. Na dodatek ognisko, które chciały rozpalić zamiast płonąć wesoło dymiło jak czeluść piekielna, drewno było za mokre przez te deszcze. Zaczęły kichać jak stado kichawek.
    Skrzaty uogólniły, że w ogóle nie nadają się na skautów, bo mają brody i są wielkości mrówki po dramatycznych przejściach w dzieciństwie. Nadają się na skrzaty i to wyłącznie jeśli zaniecha się dowodu tego twierdzenia.
    Czkając i kichając pogrążyły się w smutku i melancholii. Przed zbiorowym samobójstwem desperacko ratowały się dyskretnym urokiem myśli, że potrafią czarować. Oczarowała je ta sprawność, której w sobie nie przeczuwali, katalizatorem okazała się tęsknota, skrzaty postanowiły mocno tęsknić.
    Umęczone i tknięte odwagą klapnęły na nocniki i w milczeniu kombinując co by tu jeszcze wyczarować, a każdy kombinował inaczej, pogrążyły się w drzemce. Chrapały tak głośno, że nie mogły porządnie zasnąć, na ich drzemiących twarzach widoczne było niezadowolenie.

    OdpowiedzUsuń
  35. Skrzaty rozpłaszczyły się na podłodze. Bystrymi oczami lustrowały szafkę z butami. Na ich obliczach zagościł ślad zadowolenia i beztroski. Nuciły w myślach zasłyszaną gdzieś melodię. "Wężu mój twą skórę zzuj". Czekały, ile gad wytrzyma w szafce? Z zamyślenia wyrwało je pytanie:
    " przeszkadzam wam?" Spojrzały w prawo. Zobaczyły wpatrzone w siebie oczy węża. Skrzaty grzecznie go spytały: " Też jesteś smakoszem biszkoptów? Włożyły ręce do czerwonych spodenek. Wyciągnęły nieco rozgniecione ciastka. Wąż coraz bardziej czuł głód o rozmiarach metafizycznych ...

    OdpowiedzUsuń
  36. Skrzaty rozważały metafizyczne aspekty bytu. Zagrzęzły w schematy pojęciowe tak dalece, że pokryte zimnym potem, pobladłe popadły z wysiłku w hipoglikemię. Wsparły się o fundamenty ontologii, zjadły po landrynce i bananie – po paru chwilach były zdolne dowlec się do nocników i opaść. Opadając pogrążały się w kontemplacji błogiej pierwotnej ciszy.
    Tymczasem żarłoczny wąż objedzony biszkoptami przestał się mieścić. Chwiejnym krokiem polazł do szafki i skrył się w czerwonym kaloszu, bo tam było chłodno, westchnął kilka razy w rozpaczy, syknął, fiknął i zaczął wylinkę.

    OdpowiedzUsuń
  37. Objedzony wąż. Zadumał się. Jestem w sporym kłopocie. Czy nie rządzą mną łakocie? Do kalosza wciągnął poduszki i koc.Usnął. W bucie pachniało, coś jak bez czy konwalia ... Poczuł się jak w bajce.
    Czego w niej nie było! Muzykanci, komedianci, magicy...

    OdpowiedzUsuń
  38. I stało się, że wąż nie wiedział czy śpi, czy marzy na jawie. Nie wiedział czy ma zasnąć, czy się obudzić. Z tego wszystkiego całkiem ogłupiał, nie wiedział nawet co ma kusić – skrzaty, Ewę, spunka, kalosza a może bezy albo landrynki …
    Syknął zakłopotany: - Ssssssszzzzzz. I by zachować zwartość i spójność przestrzeni, continuum, rzekł z godnością: - Szabat szalom.

    OdpowiedzUsuń
  39. Skrzaty opadły na nocniki. Szukały w kieszeni niebieskich spodenek, czegoś do zabawy. Po chwili, krótszej niż przelot sputnika, znalazły motek. Zerknęły w bok, czy nikt nie widzi. Zaczęły motać, przechadzając się ścieżkami fikcji. Popołudnie pełne było śpiewu ptasząt i słońca. Za oknem małe szarożółte owady manewrując prawo lewo chowały się w norkach. Kwiaty rozchylały wielobarwne kielichy, ukazując bajecznie kolorowe dno. Wszędzie panowała bezgraniczna radość życia. Skrzaty rozważały czy to prawda, że „Nie z każdego jaja wykluwa się Kolumb”.

    OdpowiedzUsuń
  40. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  41. Skrzaty były zakłopotane. Ni kolumba się nie znały na jajach. Nawet nieskromne zerkanie w czeluście sąsiednich nocników niewiele pomagało, bo było tam mroczno. Jedyny w okolicy obeznany j jajami był wąż, brakowało im jednak śmiałości, a może odwagi by zapytać. Na dodatek spunk widząc szarożólte owady znikające w norkach pognał za nimi fiuuuuuu i tyle go było widać.
    Skrzaty były nieco zdumione, bo spunk właśnie wiązał na szyi kokardę w pomarańczowe kropy i był tym mocno zaabsorbowany gdyż zamiast kokardy po raz 63 wychodził mu supeł. Kto to jednak wie jak jest ze spunkiem … Skrzaty powiedziały:
    - Ech.
    Nad załóżkowiem zawisły ciężkie granatowe chmury pełne niepewności i wyczekiwania. Aż wąż łypnął okiem z kalosza, jednak pokręciwszy z wyraźną dezaprobatą wyliniałą głową schwał się z powrotem pod kocykiem.

    OdpowiedzUsuń
  42. Skrzaty przepadają za kolorami: piasek pustyni, słoneczny pocałunek, złoto Egiptu. Uznały, że nocniki
    z wzorem ananasa w odcieniu kogel-mogel ułatwią im życie. Zadbały też o dekoracyjne dziurki. Nie było już mroczno. Wpuściły do wnętrza słońce i światło. Z radości klaskały w dłonie, tupały nogami.
    Włączyły muzykę. Myślały, że będą słuchać siedząc spokojnie. Okazuje się jednak, że muzyka jest bardzo wesoła, a więc nie ma mowy o spokojnym siedzeniu. Zaczęły tańczyć. Pięć kroków do przodu, pięć do tyłu i kiwnięcie głową, zawsze w rytm muzyki. Och, skrzaty bardzo lubią tańczyć aż do utraty tchu. Spunk pojawił się na horyzoncie. Goniąc za owadami z zapałem wołał zaraz was złapię. Tymczasem owady bezpieczne w norkach kończyły pranie, suszyły mokre rzeczy.
    Skrzaty siedziały na nocnikach. Kończyły robótkę na drutach. Zawołały do węża. Chodź Wężu przymierzysz nową czapkę. Pasowała idealnie!

    OdpowiedzUsuń
  43. Nadszedł kolejny dzień 5775 roku, w cyklu życia skrzatów niczym szczególnym się nie wyróżniał poza tym, że były niewyspane. Całą noc przez dziurki do nocników zaglądały gwiazdy i chichotały, a potem wręcz śmiały się szyderczo. Skrzaty pozatykały papierkami dziurki, ale że brakowało papierków i musiały tropić, zeszło im do rana, noc diabli wzięli.
    Umęczone i wyszydzone gapiły się bezmyślnie na węża, który skuszony czapeczką wylazł z kalosza nie do końca wyliniały i wracając zaplątał się w wylinkę tak starannie, że dotąd kręcił się w kółko mniej więcej w połowie drogi do szafki. Skrzatom było w zasadzie wszystko jedno, niech się kręci, zmęczy się kiedyś i przestanie.
    Wtedy właśnie wrócił spunk chaotycznie podskakując uwięziony w siatce na motyle. W rytm podskoków walił go w łeb kijek od siatki, pokrzykiwał wówczas zgrzytliwie:
    - Uch, złapałem!
    Skrzaty z wrażenia przełknęły ślinę i niezdecydowanie wstały z nocników. Miały wrażenie że coś w załóżkowiu zbzikowało, może one? Postanowiły zwołać naradę, bo sprawa mogła być poważna. I była, nawet bardziej poważna kiedy okazał się, że każdy chce się naradzać z kim innym, Dyskusja trwała, a raczej się ciągnęła, pewnie by posnęły gdyby nie wysuwane od czasu do czasu argumenty kopnięć i lewych sierpowych. Spunk obrywał przypadkiem to tu, to tam.

    OdpowiedzUsuń
  44. W wysokiej trawie wśród polnych kwiatów skrzaty leżały na plecach. Patrzyły na krzyżujące się nad ich głowami gałązki wiśni. Wypatrywały chmurowych figur na letnim niebie. Wokół krążyły zapachy lata: dzikiego bzu, poziomek, sosnowej żywicy. Zachwycały się fioletową barwą jagód i jeżyn, żółcią dzikich jabłek. Źdźbła trawy delikatnie łaskotały je w stopy. Nagle zapiszczały radośnie. Pobiegły na przełaj w kierunku Spunka. Głośno śpiewając:
    " niech się z rozkoszy ma dusza wygina,
    jak poskręcany wąs dzikiego wina".

    OdpowiedzUsuń
  45. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  46. Leżąc na wznak koło Spunka i rozgryzając słodkie źdźbła trawy skrzaty pociły się, bo było gorąco i parno. Zaczęły je kąsać jakieś fruwające i pełzające robaki. Tłukły je niemrawo: - pac, pac i nagle z niezwykłą jasnością, jakby w iluminacji jakiej, olśniło je że nie mają idei, która by je porwała ku, nie mają marzeń i nie marzą, nie mają chorągwi ani proporców, toporów, proc i koktajli mołotowa. Umieją tylko otwierać kurki z ciepłą wodą i puszki pepsi. Piwo też.
    A bramy, bramy! do niezwykłej, fascynującej przyszłości... Kiedyś chciały je otworzyć, kopały nawet z pasją, ale paru połamało paluchy i się zniechęciły. To i tak było dawno temu, kiedy były młode, więc bardzo, bardzo dawno.
    Żeby marzyć trzeba odwagi, spojrzały z nadzieją na Spunka. Ale z trawy wystawał tylko jego okrągły brzuch – unosił się i opadał miarowo jakby chciał zakomunikować: - Jestem, jestem. - Nie wyglądało to zachęcająco, raczej wstrętnie. Rozczarowane skrzaty powiedziały:
    - Aj.
    Wypluły zżute źdźbła i wsadziły między zęby nowe, po czym odwróciły się odwrotnie i rozczarowane, zbite z pantałyku zasnęły. Pośród bzykania fruwajek, gdakania i śpiewu ptasząt unosiło się burczenie z brzucha Spunka, bąki ze skrzatowych wnętrzności i ich sny tak bardzo byle jakie, że niepodobne do niczego.

    OdpowiedzUsuń
  47. Skrzaty postanowiły przeżyć dzisiejszy dzień bez godziny szczerości ze Spunkiem. Powiedziały
    - Dzień dobry. Wsadziły go pod prysznic. Krążył między gąbką a mydłem. Wsłuchiwały się z zadowoleniem w odgłosy łazienkowej krzątaniny. Spunk nadął się bojowo. Był już po godzinach. Odpuścił. Skrzaty zapiszczały rozczarowane. Jak to jeszcze nie gotowy? Brzuch Spunka zaczął trząść się niebezpiecznie. Wykonał ruch Prestidigitatora pozornie sprzeczny z prawami fizyki.Skrzaty zaciekawione zaglądały przez dziurkę od klucza. Spunk ostentacyjnie obrócił się tyłem. Uśmiechnął się. Dla świętego spokoju wlazł do wanny. Nie robił nic. Skrzaty jeden drugiego pytały masz aparat?- Nie, każdy odpowiadał. To dlaczego mają wszystkie myślał Spunk. Rozejrzał się. Muszę wyjść. Tylko jak? Było mu zimno. Nie-gorąco. Minęła ósma. Psy zakończyły poranną wizytację trawników. Po Saskiej Kępie skakały koty. Będzie dobrze. Kiedyś w końcu musi być dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  48. Dobro przyszło niespodziewanie, w postaci wysokiej dziewczyny. Miała rude jak wiewiórka kędzierzawe włosy, zielone oczy, sterczące piersi i nogi … ach nogi. Mimo że była ideą, skrzaty rozdziawiły gęby i niezdolne do czego innego przewracały oczami. Po chwili klapnęły na pupy, bo w okolicy nie było nocników – plask – i się ośliniły.
    Spunk zaciekawiony odgłosami wyjrzał z łazienki i wykrzywił się grymasem uśmiechu. Dobro patrzyła na niego ze zdziwieniem, wydęła usta i powiedziała: - Hm. - Spunk spojrzał na swój owłosiony okrągły brzuch, chude nóżki i stopy z dawno nie obcinanymi paznokciami. Spłonął wstydem. Porywając po drodze gaśnicę proszkową i pianową na wszelki wypadek, czmychnął dziarskim truchtem (starając się być jak najmniej widoczny) do piwnicy.
    Zamknął drzwi na klucz i drżąc na całym ciele otwierał raz jedną, raz drugą gaśnicę, popiskując i klnąc w trzech językach naraz obiecywał sobie dietę i poranną gimnastykę. Siłownia była ponad jego siły.
    Dobro wzruszyła ramionami i sobie poszła, skrzaty siedziały tak jak siedziały na zmianę śliniąc się, to przewracając ślepiami. Słoneczko wstawało sobie radośnie, ach jak radośnie.

    OdpowiedzUsuń
  49. Dobro założyła na siebie starannie dopasowany, elegancki sportowy strój. Jechała donikąd na rowerze treningowym. Spunk usiadł na nocniku radośnie pogwizdywał. Był nieduży, kosmaty i miękki. Przez okno wpadł lekki powiew lata. Zrobiło się romantycznie. Towarzyszyły im świeże, gorące emocje. Skrzaty opowiadały o tym na kilka głosów, pięknym, plastycznym, nasyconym nostalgią językiem. Wokół unosił się przenikliwy zapach pomarańczy, wilgoć i cisza.

    OdpowiedzUsuń
  50. Nie, skrzaty nie były romantyczne, wolały pragmatyzm od przesądów i o romantyczności miały wyrobione zdanie. Zdanie brzmiało: - Brrrr. Tym niemniej dla zasady rozpaliły ognisko i odtańczyły hakę pokrzykując gardłowo i buńczucznie. Umęczyły się, spociły i ochrypły – tyle z tego było. Machnęły ręką i nabiły na kijki rzodkiewki żeby je opiec nad ogniskiem. W miarę jak dochodziły wcinały je z błogim mlaskaniem. Było pięknie. Ach! jak pięknie.
    Tymczasem do pogwizdującego na nocniku Spunka podbiegła Dobro i zaczęła tańczyć z wdziękiem nimfy i gibkością kota. Niestety Spunk nie trzymał rytmu i Dobro zaplątała się we własnych nogach a potem paprociach. Z paproci sterczały tylko stopy Dobro lekko podrygując, bo ssały je z pasją kleszcze, Spunk zaczął pogwizdywać donioślej i w efekcie spadł z nocnika, choć trzeba przyznać, nadal gwizdał. Sytuacja była tak niepewna, że skrzaty zaczęły z wrażenia się krztusić, no i walić po plecach.
    Oczywiście wywiązała się bójka, bo kto widział lać bogu ducha winnego skrzata w plecy, szczególnie kiedy trafi się zbyt nisko. Kotłowanina była prawie romantyczna, można tak ją opisać, i tak niewiele było widać. Spod gmatwaniny rąk, nóg kurzu, dymu i iskier dało się słyszeć frywolne popiskiwanie Dobro.

    OdpowiedzUsuń
  51. Dobro była nieśmiała i urocza. Frywolny był jedynie sens życia. Na kolanach trzymała jagniątko. Najmilszy element wiosny. Była piąta rano. Ruchliwą czerwienią ust nieśmiało odpłynęła w miejsce nadchodzącego dnia. Skrzydełka błękitnych motyli mieniły się w promieniach wschodzącego poranka. Na podłodze leżał miś z przyjemnym pyszczkiem. Spunk wytężał wzrok by się zorientować, co skrzaty chcą usłyszeć? Prawdę czy małe kłamstewka. Monolog trwał dobrą chwilę.
    Zrobiło się południe. Słońce zawędrowało do kuchni.

    OdpowiedzUsuń
  52. Żarłoczny Wąż przemieścił się dyskretnie z kalosza w kierunku Dobro, a w zasadzie jagniątka na jej kolanach, rąbnął je tłuczkiem do kotletów, dźgnął widelcem i nie zważając na wrzaski Dobro, tudzież milczenie skrzatów wciągnął jednym sprawnym: - Wsiiiiiup. Wąż nie marnował takich szans, szczególnie po wylince, bo był głodny jak żarłoczny wąż, a może nawet bardziej.
    Skrzaty były nieco skonsternowane, bo był Szabat i nie wiedziały co myśleć o wciąganiu baranka w tym dniu. Ich lenistwo nakazywało im daleko idący kompromis, więc po milczącej naradzie dodały micwę, 621-ą której konkluzją jest, że błogosławione może być wciąganie jagniątka z kolan Dobro przez Żarłocznego Węża kiedy jest bardzo głodny po wylince.
    Ulżyło skrzatom, och ulżyło. Kontynuowały świąteczną kontemplację doniosłego faktu, że nie są ludźmi, ponad nimi unosił się piękny sen na porcelanowym półmisku – wąż devolay ze szparagami.

    Z tego wszystkiego narrator poszedł po rogalika do kawy mrucząc: „Cholera, dostaję głupawki”.

    OdpowiedzUsuń
  53. Dobro wolała żywą akcję i szczęśliwe dla bohaterów zakończenie. Podniosła wzrok,patrzyła przez chwilę prosto w oczy narratora. Skrzaty nie odrywały oczu od Spunka. Żarłoczny wąż zrobił się czerwony jak burak. Nie odrywał wzroku od uważnego spojrzenia dziewczyny.
    Nie widzisz gdzieś tu jagniątka?
    - Nie widzę odparł wąż. Ale widzę zupę. Dobro i jagniątko obudzili się. To drugie wyglądało na ofiarę przemocy domowej. Jedziemy na pogotowie powiedziała. Jedziemy do domu komenderowało jagniątko. W takim razie na policję zarządziły skrzaty. Masz w domu jakąś apteczkę? Zagaił wąż. Opatrzone jagniątko wyglądało nieźle.
    -Może herbaty? - proponuje Dobro
    -Nie, nie dziękuję - odpowiada wąż.
    Już i tak nadużyłem dziś twojej cierpliwości.

    OdpowiedzUsuń
  54. Narrator bez trudu uruchamiał wyobraźnię, czasem ponad miarę, ale przecież nikt nie jest doskonały. Spojrzenie Dobro spoczęło na nim i poczuł się prawie jak Idi Amin Dada, prawie bo szybko strząsnął z siebie to spojrzenie jak mokry pies wodę z sierści, aż mu zadzwoniły zęby niczym dzwoneczki stada baranków. Przy okazji zauważył, że Dobro ma jednak fioletowe oczy, takie same jak Zło. Zastanowiło go, że Dobro i Zło są w jednej postaci, jednak ramy tej opowieści jakie sobie narzucił nie pozwalały się rozkręcić w przestrzeni zwanej etyki. Z trudem ale przełknął tę okrutną fiksację przyczyn i skutków i próbował żyć z tym jakoś dalej.
    Tymczasem skrzaty nie były tak skromne jak Wąż, poprosiły o kawę i landrynki do niej, żółte. Siorbiąc w zgodzie ze zwyczajem donośnie, rozważały problem śniadania, była dziesiąta rano i trudno było co innego rozważać. Po ostatnich przejściach ważyły każdy osobno i w milczeniu. Przeczuwały że może się to skończyć wielkim głodem, ale dla spokoju w załóżkowiu były gotowe do skrajnych poświęceń i wyrzeczeń aż do śmierci z wycieńczenia na nocnikach włącznie.
    Skrzaty były zdeterminowane, więc dopiero po kwadransie ruszyły do lasu na korzonki i jagody. Za nimi szła Dobro pogodnie uśmiechnięta, przed nią bieżył baranek, a za nią wlókł się nadal czerwony jak burak Wąż, który zobaczywszy chaszcze czmychnął w nie, usiadł krzyżując nogi i z wielkim zapałem jął obgryzać paznokcie.
    Spunk nie wiedział co robić i nie robił nic.

    OdpowiedzUsuń
  55. Skrzaty popatrzyły na baranka. Spytały "Mamy Cię głaskać czy nie głaskać , głaskać czy nie głaskać no powiedz?!? Ale złapane w sidła towarzyskiej konwersacji straciły wątek. Fioletowe oczy dziewczyny stały się pretekstem do zabójczych puent, złośliwych komentarzy i z cicha pęk werbalnych przejawów bezradności. Nie przejęła się zmianą koloru. Pomyślała, dla mnie się rozpłakać - to jakby się wysmarkać. Zniknęła w głębi... Spunk stracił okazję, żeby być cicho. Pozazdrościł skrzatom zielonych landrynek. Poszedł na babeczkę do piekarni..

    OdpowiedzUsuń
  56. Spunk, ach Spunk grzeszył odwagą, więc w ostatniej chwili zmienił zdanie i kupił bagietki. Pędem wrócił do skrzatów, te jednak warknęły zgodnie, że na śniadanie jedzą rogaliki z serem, a nie jakieś tam bagietki, po czym schowały landrynki do kieszeni wypinając się na Spunka.
    Dobro z głębi rzuciła uwagę: - Ja zaś szneki, na rogaliki mam za wielki apetyt. - Po czym skonstatowała niespodziewanie, że mamy sierpień i pora na wakacje. Wszyscy się z nią zgodzili, poza Spunkiem, który siadł pod lipą cały w desperacjach i muchach z bagietką w zębach i rozpaczą w oczach utkwionych w kolejnych. Już wiedział z przerażającą jasnością – spędzi wakacje jako pożeracz bagietek.
    Wąż przyglądał się badawczo i z ukrycia Spunkowi. - Niech je – myślał, będzie tłuściutki.
    (Narrator tu zrobił przerwę bo zaczął myśleć. Ten skomplikowany proces, który w nim w związku z tym zaszedł doprowadził bo na próg decyzji by snuć opowieści o załóżkowiu po śniadaniu, a nie przed, bo robi się tendencyjny i monotematyczny. Postawił stopę na progu, le zatrzymała go suita Glassa „Dracula” w wykonaniu Levingstona)
    Skrzaty spojrzały po sobie i powiedziały:
    - E tam. Bagietki wakacje i Glass.
    Po czym raźno ruszyły na poziomki, bo pachniało słońcem, a poza tym po drodze chciały przedyskutować pewne aspekty teorii chaosu, w sensie nieznacznych wibracji w układach dynamicznych. Teorię chaosu najlepiej rozważać idąc na poziomki, co każdy skrzat wie od kołyski.

    OdpowiedzUsuń
  57. Upał lał się z nieba prosto w serca skrzatów. Postanowiły nie zmarnować okazji i wykorzystać najpiękniejszą sytuację maksymalnie dla siebie. Zastanawiały się, czy wybrać się na sielski relaks w załóżkowiu, czy podróż życia. Uszyły torby podróżne z worków po ryżu. Jedne pojechały autostopem inne poleciały samolotem. Dobra też postanowiła wszystko intensywnie przeżywać i poczuć lekki powiew lata, dlatego skąpała włosy w słońcu. Baranek usnął, piękny i nasycony nostalgią.. (Księżyc usnął wraz z nim," wielki, okrągły, czysty".) Czerpał radość z samego faktu istnienia. Przemieniał prozę życia w czar. Był delikatny, zwiewny, radosny. We wszystkim dostrzegał magię i urok ,
    Tymczasem z Wężem jak z recesją, a może El Niño. Już tu jest za nim ktokolwiek się zorientuje, że nadchodzi.

    OdpowiedzUsuń
  58. - C'est la vie. - Zakrzyknęły skrzaty.
    Z chaszczy dobiegło infantylne pomrukiwanie jakiej nieposkromionej dzierlatki: - Sorry, taki klimat. - Skrzaty pokręciły z dezaprobatą wachlarzami. - No nie, jeszcze nam tu jakiego premiera brakuje z trzydziestoma krzesłami i cyrkową areną. Idziemy na te wakacje.
    Uf, jak gorąco, mimo że starały się nie emitować nadmiernie gazów cieplarnianych desperacko ściskając pośladki, było za gorąco. W tym tempie wakacje się skończą nim do nich dojdziemy, orzekły, po czym okrakiem dosiadły el niño i pognały w nieznane przez lądy, morza i księżyce. Nieznane okazało się całkiem całkiem, skrzaty chrząkając z zadowoleniem wciągnęły po landrynce.
    Tymczasem baranek uniósł lekko białe, kędzierzawe brwi i nie unosząc powiek powiedział słodziutko:
    - Beeeeeeeeee.
    (Narrator powiedział: - Uf. - Wyjął portfel, wrogo łypnął na karty płatnicze i kredytowe i w locie wzuwając sandały tudzież kombinując z tabletem pognał jak pendolino po lody owocowe i napitki, dużo lodów i dużo płynów. Dał się słyszeć głos zawieszonego w przestrzeni koło słońca Stwórcy: - Nie pękaj, trzym się koleś).

    OdpowiedzUsuń
  59. Gdzieś daleko stąd skrzaty obładowane bagażami, roześmiane, wyraźnie wyglądały na urlopowiczów. Wokół nich szumiał ciepły wiatr. Desperacko ściskając pośladki, opowiadały o swoich kłopotach wyraźnie bez chęci imponowania. Dziarsko maszerując postanowiły ułożyć pod batutą narratora kołysankę dla baranka. Lulanka znalazła pełne uznanie. Każdy nauczył się jej na pamięć. Jagnię przysłuchiwało się z miną znawcy, co najmniej konesera. Skrzaty śpiewały na głosy. Jeden odjął nawet dwie nuty od kamertonowego g. Noc nabierała miękkości. Na białej pościeli baranek spał bez ruchu. Wąż kilkoma szybkimi zygzakami zmienił pozycję. Wokół słychać było szmer rzeki. Nad wodą zawisły ogniki świętojańskich robaczków i spokój.

    OdpowiedzUsuń
  60. Nurt był usiany górami z lodu, ich białe lśnienie przenosiło emocje w rejony, których istnienia skrzaty nie przeczuwały. Gdzieś - poza opisywane przez najwyższych mistrzów zachwyty, nie, ekstazy. Pośród lodowych gór płynęły wyspy czerwonych anemonów, na których tu i tam przechadzała się Dobro w zwiewnej białej sukience śpiewają cichutko eposy o bohaterach i ich chwale. Na brzegu w trzcinach stał prorok i z uniesionymi ku niebu rękami milczał, bo cały był Słowem. Wąż odmienił się w Lewjosna i z ogonem w pysku oczekiwał cały w nadziejach, kiedy z jego skóry zrobią namiot dla prawych skrzatów.
    Baranek strzygł uszami starannie przeszukując przestrzeń w poszukiwaniu Jehoszua. A Jehoszua przeszedł, wziął baranka na ręce i przytulił do martwego serca. Baranek był w niebie.
    Skrzaty zrazu zaniemówiły, potem zaczęły pisać wiersze, liryki. Narrator martwił się w przecinkach, czy im starczy papieru, ale ma drukarnię za rogiem jakby co, doniesie.

    OdpowiedzUsuń
  61. Dobro przechadzała się po płynących rzeką anemonach. Dmuchnął wiatr. Wpadła do wody. Przebrała się w zwiewną sukienkę w kolorze malwy z jedwabiu cienkiego jak mgiełka.
    Spunk przyglądał się zafascynowany dziewczynie brodzącej w przybrzeżnej fali. Rozwinął namotany przez skrzaty kłębuszek snu, pozłocisty. Znów dmuchnął wiatr. Rozlał powiewając deszcz iskier rzęsisty. W oddali ktoś rozpalił ognisko. Wirujący biało-szary dym zasnuwał ziemię przysłaniając zachodzące słońce. Baranek leniwie otworzył lewe oko. Był w siódmym niebie. Z miseczki z mlekiem unosił się zapach aberlour. Wreszcie osiągnął cel do, którego od trzech dni dążył. W przeprowadzce pomogły mu chwile spędzone na studiowaniu podręcznika " Tam i z Powrotem" Był nie tylko spokojny i delikatny, ale też rozmiłowany w literaturze i sztuce. Będąc w niebie nie uczuł zbytniej zazdrości, że skrzaty pozostały piętro niżej. Huknął pełną piersią kołysankę lulankę. Strop nie wytrzymał. Baranek spadł z impetem piętro niżej, prosto na nocnik obok naradzających się skrzatów. Zastanawiał się krótko jak się wytłumaczy wszystkim, że nie jest już w niebie. W końcu uwierzył w siłę własnych argumentów. Wstał. Stanął na krześle. Nabrał w płuca powietrze. Wydał z siebie pusty dźwięk. Beeeeee. W oddali mieniła się kopuła Santa Maria del Fiore. A w niebie jak w niebie sielanka, hałas, tłok, wszyscy święci i owieczki wodzące na pokuszenie.

    OdpowiedzUsuń
  62. Narrator zaniemówił. Zajrzał do wiadomego miejsca, ale aberlour wyszedł. Zamówił więc i czeka na kuriera. W zwanym międzyczasie trzeci raz czyta opowieść Oli i trwa w potencjałach, prosi o niedwuznaczne rozumienie.
    Skrzaty chwilowo utonęły w nocnikach i piszczają bąbelki.

    OdpowiedzUsuń
  63. Teraz dokonuje się historia.
    Po drugiej stronie ulicy stoi narrator z dwiema zgrzewkami minerałki w rękach, spuszczonym nosem i obłędem w oczach. Jeśli jeszcze myśli, to o rozbudowaniu lodówki i rachunkach za klimę. Ale chyba przestaje myśleć.

    OdpowiedzUsuń
  64. Kiedyś musiało to nastąpić i właśnie nastąpiło.
    Zapadał zmrok. Minęła pora kolacji. Powietrze jeszcze drżało od upału. Osa przeleciała z bzykiem. Baranek otworzył oczy. Nadal przepojony był duchem romantyzmu. Skrzaty skupiły się wokół spunka. Spunk nie mógł się skupić. Wszyscy wyjrzeli za okno. W trawie coś siedziało. Było mokre i wyglądało szczególnie korzystnie. Z ust Dobro wyrwał się okrzyk pełen emocji. Och "to smok, to smok! Nie to nie on" Gwiazdy zapłonęły niczym bulwar Haussmanna w Paryżu. Smoczątko pozwoliło się oczarować Dobro i zabrać do domu skrzatów. Skrzaty o tej porze ssały z zadowoleniem żółte landrynki. A smok nastawił uszy wyczekująco...

    OdpowiedzUsuń
  65. Smok ssając razem ze skrzatami żółte landrynki myślał:
    A może by tak wszystko rzucić i pójść w nieznane?
    Czytał o takiej możliwości w książce pt „Kometa nad Doliną Muminków" Tove Jansson

    „Hej! – powiedział Ryjek. – Odkryłem ciekawą ścieżkę. Wygląda niebezpiecznie.
    – Jak niebezpiecznie? – spytał Muminek.
    – Powiedziałbym, że niezwykle niebezpiecznie – odparł poważnie mały zwierzaczek Ryjek.
    – W takim razie musimy wziąć ze sobą kanapki i sok – postanowił Muminek".

    OdpowiedzUsuń
  66. Narrator jest ostatnio zalatany gdzies po niebach i pomslal, po naradzie ze skrzatami, ze powinien zjesc smoka i znaleźć chwilę dla siebie. Na razie mu to nie wychodzi, bo doszedł do wniosku, że ma tylko jeden ogon i sie nie rozdwoi. Ale nie traci nadziei. Bardzo przeprasza. Smoka, skrzaty i Olę.

    OdpowiedzUsuń
  67. Po domu skrzatów rozlał się pomruk zadowolenia.
    Smok, baranek, skrzaty i Ola postanowiły się przywitać. Dzień dooooobry, Panuuuuuuuuu! Wyrecytowały. W pokoju zapadła cisza. Nadciągał huragan. Smok pomyślał będziemy musieli razem latać, bo sam nie zaryzykuję. Popędził do domu najszybciej jak mógł. Spakował do koszyka wszystko co lubił Narrator. Usiadł uroczyście i pogwizdując cichutko czekał.

    OdpowiedzUsuń
  68. Skrzaty meznie wstaly i zgodnie oswiadczyly, ze wola by Ola nuciła zamiast pogwizdywać :) z narratorem.

    OdpowiedzUsuń
  69. W efekcie Ola zaniemówiła, ale dla zachowania równowagi: smok, skrzaty i baranek narobiły szumu.

    OdpowiedzUsuń
  70. To dopiero historia. narrator wreszcie dostal windows 10 a ten do niego gada. Skrzaty stwierdzily jednomyslnie: - Nie gadamy z maszynami. - Smok sie wypial ogonem i mruczy.

    OdpowiedzUsuń
  71. Kot biegał po pokoju. " Miał czarno - białe łaty i bardzo cienki ogonek, sterczący całkiem pionowo.
    Smok popiskiwał cichutko. -" Kotku!
    - Kiciuniu, chodź tutaj, przywitaj się ze mną."

    OdpowiedzUsuń
  72. Skrzaty desperacko usiadly na nocnikach przygladajac się narratorowi. Oświadczyły - Mój drogi musisz odpoczać, wyspać się i nie dyskutuj ze skrzatami.
    Narrator zjadl smoka pod beszamelem, dyskretnie uśmiechnął sie do Oli i odmaszerowal jeszcze mokry i kapiący do łózka myśląc w porywach o spunku.
    Skrzaty milczcie, ciiiiii

    OdpowiedzUsuń
  73. Tak, narrator sie wyapal i nie wie co robic. Przeczytal kilka stron, popatrzyl bez zaufania na skrzaty, slucha Valadosa i byl juz dwa razy w WC po zjedzeniu smoka pod postacia krewetek i malz z serem.
    Skrzaty tez na narroatora patrza nieufnie, jest miedzy nami dyskretny dystans.
    Skrzaty sa zdania ze narrator nie powinien byl zezrec smoka i jest im smutno. Narratorowi tez jest smutno, ale z innych powodow. Napisal ostatnio jeszcze kilka wierszy a sie mu nie chce zrobic korekty, narrator ma lenia i tak sobie mysli, ze nie lubi miec lenia ale ma. Z faktami trzeba sie godzic.
    Jest tak nieprzyzwoita pora, ze narrator chyba pojdzie na spacer. Bo inaczej sie rozgada sam do siebie, a przyjazniej jest gadac z ulicami.

    OdpowiedzUsuń
  74. Smok wyskoczył z dziury. Głośno krzyknął do narratora: Niestety!Na obiad były:
    "Kiełbaski, fasola i jeszcze raz fasola".

    OdpowiedzUsuń
  75. Narrator nie chce sie klocić z Olą, ale fasoli nie jada, woli smoki.
    Skrzaty milcząco potwierdzają, są oburzone że można go podejrzewać o jedzenie fasoli, pewnie by zasmrodził załóżkowie, co jest niedopuszczalne i karygodne.
    Kiełbasy też nie je, kaszanki też nie. Nie jest jaki John Kielbasa.

    OdpowiedzUsuń
  76. Smoczątko turlało się na ciepłej trawie bezkresnej łąki.Wsłuchiwało się w szczebiot ptaków. Ogarnęła je radość życia, rozkosz lata. Założyło ubranko w kolorze pticażar. Spakowało koszyk i podreptało do narratora zobaczyć co ma na obiad. Świat wokół był tak piękny. Radość smoka doszła do szczytu kiedy stanął przed drzwiami narratora. Oho! Pisknął radośnie ...

    OdpowiedzUsuń
  77. Narrator jest zaskoczony, skrzaty tez.
    Nie oczekiwal tak cieplych slow i jakby zaniemowil. Ale mu przejdzie, chyba ze... tu milczenie

    OdpowiedzUsuń
  78. Dochodziła osiemnasta. Smoczątko opatulone w chabrowy sweterek deklamowało skrzatom wiersz. W ogrodzie płatki jaśminu wirowały w powietrzu jak "biały puch z poduszki", a na polu babie lato snuło marzenia...

    OdpowiedzUsuń
  79. Musze cos odpowiedziec Oli, a kazde slowo wydaje sie mi o jedno za duzo, albo jedno za malo. Poczekam z tym, moze moje zwane szare komorki zaczna pracowac.

    OdpowiedzUsuń
  80. W skrzacich posiadłościach było : wygodnie, bezpiecznie i przyjemnie. Smok był wniebowzięty. Wałęsał się po zacisznych, mieniących się czerwienią, żółcią i zielenią sadach. Uśmiech spływał mu
    z mordki wzdłuż szyi na kark. W miarę jak dojrzewało lato Ronji wtajemniczał się w życie skrzatów.

    OdpowiedzUsuń
  81. Narrator głęboko wierzy, że gdzieś miedzy ziemią a niebem, między bytem a niebytem, między marzeniami a realnością, jest łąka z chabrami, polnymi makami na cienkich łodyżkach, krwawnikami i podbiałami i wysokimi trawami. Która pachnie jak wolność, bo wolność ma zapach.
    W oddali jest las, który niebawem pokryje się kolorami jak z palety Chagalla.
    Narrator postanowił przestać być tu kpiarzem i jak zawsze wierzy w pierwsze prawo termodynamiki, że to co jest możliwe zdarzy się. Narrator nie bardzo wie co zrobić, ale coś by chciał.
    Ludzie na szczeście są wolni w wyborach i niech tak pozostanie.
    Narrator czyta z pewnym uporem Sokratesa północy, Sorena Kierkegaarda i próbuje zrozumieć sens miłosierdzia, ma swoje odbicia jednak, w przerwach marzy o łące.

    OdpowiedzUsuń
  82. Było słonecznie i miło. Wszystkie kwiaty w ogrodzie pięknie pachniały. Smok ze zdumieniem patrzył na świat i tulił do siebie pluszowego królika. Wyszedł na werandę. Spojrzał na trawnik. Zobaczył małpkę śpiącą w małym wózeczku. Obudź się, obudź. Zawołał. Chodź do mnie, żebym mógł z tobą pogadać. Nie, ja śpię odpowiedziała małpka. Skrzaty przybiegły pogłaskać małpkę a smok pociągnął małpkę lekko za ogon. Małpka postanowiła zobaczyć kto to i się obudziła. Bo wiesz powiedziały skrzaty nadchodzi deszcz i trzeba się tobą zaopiekować.

    OdpowiedzUsuń
  83. Narrator nie wyjdzie na taras, bo pada deszcz i jest zimno, poza tym jest wiele przyczyn. Z tarasu nie widac łąki, bo zaslaniaja ją chaszcze w postaci drzewek o nieznanej nazwie, pasa jakich wilczomleczowatych i paproci.
    Pod paprocia siedza skrzaty a smoki lataja miedzy kroplami deszczu nad chaszczami. Patrza szeroko otwartymi oczami na narratora i dramatycznie w nich widac pytanie: - Czego ty chcesz i dalczego?
    A on nie wie, a raczej ma problem.
    W zasadzie chciaby jechac do Amsterdamu, moze bardziej na pewne wydmy nad morzem, a teraz nie ma takiej mozliwości, w ogole ma zimny nos, a nigdy nie miewal zimnego nosa.
    Smoczatko nie powinno tulic pluszowego królika a smoka, bo taka jest kolej rzeczy.

    OdpowiedzUsuń