Czarek Samuel K.

poniedziałek, 25 czerwca 2012

We mnie




We mnie z rozlicznych – ja -
wędrujących urywanymi ścieżkami pamięci
taka susza
jakbym nie z wody powstał
nie z wód się narodził
że ani kropli czerni na szeleszczącej sucho
płaszczyźnie papieru
ani kropli wilgoci
na suchym języku przodków

Tuszu na słowa ciepłe i ślepe
jak noworodek
nie wycisnąć ze świata esencji życzeniowej
jak lacrimae rerum
z żył
ułożyć dorzecze
pod przyszłe deszcze
na mapie pustyni.





piątek, 22 czerwca 2012

Coraz bardziej nieludzki





Żywym i umarłym moim -
pośród których przerażony
coraz bardziej nieludzki
stoję z twarzą w ręce
z lustrem odjętym czaszce
- jak podam ów skurcz palców
trzymających świecę
niby kształt swój przyszły
najbardziej namacalny

Jak swojej śmierci
odwłok zostawisz tutaj
nieopatrzony obolem wiary
głosy płuc ostatnie jak zbierzesz
w świst ptasich skrzydeł







wtorek, 19 czerwca 2012

Pod koniec twojego monologu




Pytasz Panie pod koniec swojego monologu
- nerwica ci się kłania coraz niżej -
w zdaniach ciętych masarskim tasakiem
o zdrowie

Szmery w lewej komorze -
przypuszczam że zalęgła się tam mysz
czasem mi dogryza
pewnie drąży nory w kierunku aorty
Tak czuję się obco a tyle rzeczy
własnoręcznie i własnonożnie oswajałem czule
- podejrzewam że ja i Cała Reszta (godna dużej litery)
mówimy różnymi językami
stąd nieporozumienia są stanem chronicznym

Lepiej nie mówić na co cierpię ostatnio
- na starzenie się czasu -
nie tylko w moich tkankach
jest tak jakby czas się zbuntował
i przestał udzielać azylu imionom wszechrzeczy
Wsłuchuję się w mechanizmy zegarów
to się potwierdza
coraz bardziej w nich zgrzyta
brzęczy klekoce wibruje
Zegarmistrzowie w moim mieście
dostają białej gorączki

Odkąd zoperowano mi oczy
- pozbawiając je zdolności barwnego widzenia
zrezygnowałem z zamiaru podróży
do krajów nawiedzanych trzęsieniem ziemi
poruszam się zgrzytliwie (jak wyżej)
od … do
(tę pustą przestrzeń wypełnij domysłem
wzór: od ściany do ściany)

Struny głosowe mam teraz w letargu
nawet pod nożem chirurga
nie wydają jęku
To co czasem wykrztuszę
nie jest modlitwą brzuchomówcy
a wmówionym mi przyzwyczajeniem do oddechu





czwartek, 14 czerwca 2012

Odejście trzecie




Nie swoich gestów
wyuczony
jak koń znudzony tresurą
odchodzę na wygnanie
milczenia

Na tamtym brzegu
zostawiam świadomie
mury mojego wnętrza
zabazgrane graffiti modlitw
- nie mam nic do
zabrania
skalania
porzucenia...





wtorek, 12 czerwca 2012

Odejście drugie




Tacy są ludzie
którzy grają na organkach
w chwilach twoich
żałosnych
niedorzecznych umierań

Takie są sprawy
których rozum nie obejmie
są żale
których odchodząc 
nie pomieścisz
w sercu






niedziela, 10 czerwca 2012

Odejście





Poród zaczyna się ukłuciem
potem ból serca narasta
aż dusza kurczy się
do rozmiaru jednego westchnienia
wreszcie ktoś wychodzi
z opuszczoną głową
pierworodnego
grzesznika

Wichury wokół kamienieją
jak bogowie
Epikura







piątek, 8 czerwca 2012

Pół wieku i dwa lata




Blog od dziś ma dwa lata. Dwa lata to 3,8% mojego życia, niewiele. Nie jest też szczególnie ważną częścią w tym życiu, jednak na swój sposób jest istotny, bo tym co nieważne staram się nie zajmować, chyba że okoliczności mnie zmuszają. Nie uważam cyberprzestrzeni za jakąś oderwaną kosmiczną niemal sferę. Jest dla mnie częścią rzeczywistości, na równi z porankiem, czy kolacją. Po prostu jest.
Nie piszę na blogu za wiele o swojej codzienności, jest to dla mnie obszar prywatności. Jestem zdania, że dla chcącego przeczytać, moje wiersze są wystarczającą opowieścią o mnie. Chcę tu wyjaśnić, że zamieszczam wiersze pisane aktualnie, ale także te pisane kiedyś. Moim zdaniem data napisanie jest bez znaczenia, jeśli są dla mnie nadal aktualne.

Dzisiejszy dzień to także moje urodziny, najpewniej ostatnie. Zmierzam ku kresowi i nie ma we mnie zgody na to. Tyle, że moja zgoda, czy jej brak jest bez znaczenia.

Spokoju sobie życzę, bo o spokój czasem mi najtrudniej. Nic więcej.





wtorek, 5 czerwca 2012

Prawda którą znam





Ta czerwień -
zielony wiatr słońca związany z sokiem ziemi
tak z wyziębionej sfery kosmosu
dobiega mnie gorący sygnał gwiazdy
cóż z niego odczytać
niesie prawdę którą znam
że śmiertelną jest przestrzeń że i ogień umiera

Zrywam poziomkę
jak z czasu zatrzymanej pieśni
w której dźwięki dłoń zanurzam
jak w gwiazdy żywioł piąty
nikły kształt kładę na język i rozgniatam powoli
smakuję las – najsłodziej cierpki
rozgrzany sens mrocznego wnętrza
słyszę ze smaku dalekie wołanie kukułki
szum drzew
igliwia odkładanie wieczne

I czegoś nie pamiętam w pamięci
i coś wiem nie wiedząc







niedziela, 3 czerwca 2012

Ciepłe kwaśne mleko





Trzydziesty maja ciepłe kwaśne mleko
dzień kiśnie pod żółtym pułapem
fermentując słońcem od środka
Gorące i duszne zapowiada się lato

Tymczasem niezdrowo bez wstępów
na gałęziach lipy zawiązują się miłosne żądła
a z jaj od dawna zepsutych
lęgną się blade zbyt głośne pisklęta
Jakieś lipce przedwczesne bezkwietne
i w czerwcach co ledwo nie wyjdą na klomby
zgłodniałym pochodem bez szans

Już od czterech dni to się stawało natrętnie
i oto zaduch jest wszędzie -
szaleństwo wróbli synogarlic ospałe hukanie
i przędza błękitu zmętniała 

W oknach się zbiera na burzę -
niebo obrzmiewa – zastały sok deszczu
kapie i turlając się obrasta w kłębki kurzu
Potem żywica powłóczysta
na asfalcie skwierczy

Suche dłonie łakną snu
powieki drżące przed cementem
płuca w ukłuciach mierzą powietrze
Wzmaga się obrzydzenie







piątek, 1 czerwca 2012

Pod szczyt stromej góry





Po to by oczy otworzyć na niebo
na krajobraz jedyny Tobie nie oddany
po to jeszcze podchodzę pod szczyt stromej góry
niosąc z sobą nadzieję że mój głaz nie spadnie

To ciebie tak dźwigam choć Ty o tym nie wiesz
gdy przyjdzie odpocząć twoje Imię złożę
na szlaku – wśród drogi – już prawie pod szczytem