Czarek Samuel K.

środa, 30 maja 2012

Za nic




Mogę dać ci wszystko
za nic
przenicować duszę
bo wypada z ciała

Mogę dać ci oczy
a ty tylko łzy
mogę dać ci usta
- ty tylko pocałunki
daję ci słowo
za szczyptę milczenia
tłumię mlekiem krzyk
rzuconego we mnie
ziarna

Na szarych ciałach
gasimy niedopałki pocałunków
na szarym niebie
gasimy jego obszar skrzydlaty
a pościel odlatuje
w zaświaty









poniedziałek, 28 maja 2012

Niepojęta jest




Niepojęta jest wielkość metafory
węzła aleksandra
kiedy na śladach
wybuchają metafizyczne kwiaty paradoksów
błagaj o śnieg
i choćby spadły tylko
białe kikuty zbytecznych dociekań
mocno uwierz
że to śnieg






niedziela, 27 maja 2012

Dzień i noc są bez miary





Wszystkie zegary świata są pofałszowane
więc jak mam nakręcić swój budzik odwagi
dzień i noc są bez miary morza zamorzone
klucz roztopił się w dłoni czas stojąco idzie
trzeba więc fałsz sfałszować aby skarłowaciał







sobota, 26 maja 2012

Z miodu i z wosku




                                      Matce


Mój dom rodzinny
to romantyzm jesiennego ogrodu
tylko patrzeć jak
mama powie do sąsiadki
- A w ogrodzie wie pani
postawimy taką małą budkę
z łez zapachu kurzu z miodu i z wosku -
taką małą budkę
co jeśli tylko zechce 
zaśpiewa o miłości






piątek, 25 maja 2012

Moi widzialni z dala





Moi widzialni z dala i wycięci z mgły
wchodzę między wersy
pajęczyną w alfabet

Zapach przeczuty z nocy boleśnie szpitalny
boli więcej gdy jeszcze raz przeżyty
kartce papieru stręczy
jak fala krwi gęsty nawarstwia się we śnie
przypływem z mózgu budzi siniak pobliskiego świtu
już od kuchennych schodów snu drzwi  
zaczyna odbudowę dnia – rozwiązywanie języka







środa, 23 maja 2012

Nikt nie wiedział kim jesteś










Miałeś smutną zniszczoną twarz
palce sękate jak uliczki małego miasteczka

Kiedy mówiłeś
szumiały drzewa i krzewy na kirkucie
twój krok pielgrzymi odmierzał pamięć
chmary dzieciaków biegły za tobą jak ptaki
- jedyni towarzysze i nie rozumiejący słuchacze

Nikt nie wiedział kim jesteś
Tylko wiatr wokół twoich włosów jak aureola
a może bicz -
byłeś obcy – nam
którzy czekaliśmy w winnicach na zbiory
i każdy czekał inaczej
Którzy czekaliśmy wieczorami 

Ale nie gasło niebo
nie pękła cisza by urodzić jeszcze większą ciszę
i nawet rabini milczeli skupieni nad Pismem
pewnie dlatego
nikt cię nie zaprosił do wspólnego stołu
a tobie światło w oknie i otwarte drzwi
było za nic to było za mało
żebyś wziął z naszych rąk wino i chleb






Iron Maiden - Coming Home

wtorek, 22 maja 2012

Jeśli i tak





Można się jakoś dostosować
do pulsujących zegarów
ultimatum nie przewiduje warunków
ale żyje się przecież
według wskazówek
w przezroczystych czworobokach luster

Po co więc to wypisywanie rachunku
na przejazd do domu
po co ta śmierć na schodach
po co krzyczą
jeśli i tak









poniedziałek, 21 maja 2012

Hieronim Korcz




     Hieronim Korcz jak zwykle wstał o szóstej rano. Nie potrzebował budzika, po prostu wstał jak to robił całe życie. Wziął niespiesznie prysznic, przystrzygł starannie brodę ubrał się i założył krawat. Miał tradycyjnie kłopot z jego wyborem, ale mrucząc pod nosem i marszcząc się wreszcie zdecydował. Przyszedł czas na najprzyjemniejsza część poranka.
     Przyniósł do kuchni laptop, z pewną niechęcią, acz rzetelnie wybrał proszki do połknięcia rankiem, zaparzył sobie kawę, zrobił grzankę z dżemem pomarańczowym i usiadł przy stole w kuchni. Popijając delikatną gorycz kawy przeglądał wiadomości, zaczynając jak zawsze od CNN. Potem przejrzał yahoo i onet, a kiedy kawa się skończyła, był to znak, że pora iść do pracy.
     Hieronim Korcz posprzątał filiżankę i talerzyki, zamknął laptopa, po czym poszedł do pokoju. W tym miejscu jego rzeczywistość zacinała się jak stara porysowana płyta. Zakręcił się bezradnie parę razy w kółko, wreszcie usiadł w ulubionym fotelu, wybrał jakiś punkt na ścianie i wpatrzył się w niego, zawzięcie i z pasją, nieustępliwie. Kiedy minął czas, kiedy jego smutek ułożył się cicho na podłodze i w drzwiach, wstał ociężale, przebrał się w T-shirt i krótkie spodnie, poczłapał do kuchni, zaparzył herbatę i włączył radio. Tak jak wczoraj i przedwczoraj, i w ogóle, musiał jakoś przecisnąć się, najlepiej niezauważalnie, przez pustkę tego dnia do wieczora, kiedy położy się wreszcie spać, przestanie myśleć i zacznie śnić, bo tylko sny w jego życiu były podobne do życia.
     Cały czas miał przeczucie, krążące dreszczami po ciele, nadchodzącego wrogiego ataku, który niechybnie nastąpi, nieubłaganie, ale nie wiadomo kiedy, w jakim momencie którego dnia. Te dreszcze, to był strach, bo Hieronim Korcz czekał na śmierć.






sobota, 19 maja 2012

Każde słowo




Każde słowo
zapala się jak śledcza lampa






piątek, 18 maja 2012

W czwartek na wiosnę




W czwartek na wiosnę
jak tylko zamknąłem tamten wiersz
o bolesnym wyciu trąby próżniowej -
umarłem

Wiatr jak wiatr
na napiętych spojrzeniach mężczyzn
rzeźbił dziewczęce nogi
w sukienkach tańczące
słońce otwierało pąki
las jak las
zanosił się bukami i grabami

Wszystko
za trzask powietrznej trumny
zamykającej miejsce po mnie









czwartek, 17 maja 2012

dziurawe prezerwatywy




     Skrzaty nie mogły spać.
     A było to tak: Jeden ze skrzatów od jakiegoś czasu nie mógł spać, tak długo aż w końcu z niewyspania coś mu się poprzestawiało i zaczął raz po raz dziko wrzeszczeć, z różną częstotliwością. Przez to reszta skrzatów też nie mogła spać. Ktoś podrzucił pomysł, żeby wrzeszczącego walnąć w łeb nocnikiem, a wtedy zaśnie, najwyżej snem wiecznym.
     Skrzaty nie były rychliwe walić w łeb, ale były skore do zastanowień, toteż postanowiły kwestię przemyśleć. Mijała trzecia doba bezsennego namysłu, całkiem bezowocna, bo wrzeszczący dziko i asynchronicznie skrzat uniemożliwiał nie tylko sen, ale i przemyślenia.
     Skrzaty czuły się bezradne.
     Wtedy ktoś rzucił pomysł, żeby upierdliwego związać i zakneblować, ale skrzaty, o nie, nie były świnie, postanowiły tę kwestie rozważyć w drugiej kolejności, po rozważeniu pierwszej.






środa, 16 maja 2012

Przepowiednia nie potwierdzona





Jeśli przez wiatr niesione piórko wróbla
stanie się piórem noża przenikliwym zimnym

Jeśli poblask rubinu oszaleje w celi
przełamie ściany z luster
i zapali kamień

Jeśli fałszywe słońca wzejdą o północy
i w pył się zetrą nim sięgną zenitu

Łąka schorzała wilgocią zakwita niebiesko
krępe mchy rozsadzają mięśnie drzew
w świeżo palonej cegle woda drąży czerwień
i trzęsawisko rdzy siada na młodej stali

Na heblowanych deskach wielkie tarło szczurów
- tartak zatrzymał się wcześniej na spłowiałym brązie -
tak ocalenie ssaków tylko w tym gatunku

Póki jeszcze bezpiecznie wiatr się tarza w ziarnie
powódź miękko traktuje łąki rozległe
póki nikt nie potrafi przepowiedzieć trafnie
po której stronie nieba wzejdzie jutro słońce
to pozostaje czekać i umacniać w sobie
cierpliwość wieprzowiny ugniecionej w puszce







wtorek, 15 maja 2012

Chciałem jakoś umeblować





Chciałem jakoś umeblować
ten pokój
który kupiłem od kogoś na kredyt
ale wszystko już zastane
nawet gazeta i domowe pantofle

Czasami tylko – ktoś szybę wybije
ale wczoraj założyłem okiennicę
teraz nawet krzyk
musi pozostać po tamtej stronie







poniedziałek, 14 maja 2012

Inwokacja





Aniele stróżu moich dni
opiekunie tropów i dotyków
czuwasz nad każdym słowem

Codziennie czuję cię na wargach
walczysz z moim językiem jak z wiatrakiem
dyktujesz mu głoski

Poskramiasz moją ciekawość
zamykasz mi powieki niby lustra witryn
ze zbyt śmiałymi obrazami

Zmagasz się ze swoimi myślami  







niedziela, 13 maja 2012

po co




Nie mam nadziei, cały jestem z lęku... Coraz częściej takie chwile, drżące jak wbity w ciało ból, nieustępliwie, nieodwołalnie. Wiem, że miną, bo wszystko mija. Znów uczepię się jakiejś myśli jak płonącej w mroku żagwi i będę ja niósł przed sobą przez mrok, póki nie spłonie, a z nią moje ręce. A potem znowu bez nadziei, bo jak bez rąk...
Nie wiem, po co to wszystko, nie potrafię zrozumieć... Nie ma w tym żadnego sensu poza cierpieniem. Cierpienie określa sens wszystkiego, czy to, to jest życie?
Nie mam już nic, czym mógłbym się z dzielić. Oto jest samotność - być niepotrzebnym.






sobota, 12 maja 2012

dziurawe prezerwatywy




     Skrzaty odnalazły spokój. Popiskiwał cichutko, był jak kłaczek kurzu na zgubionym bucie.
     Pomruczały trochę z zadowoleniem i udały się do centralnej części załóżkowia. Usiadły wygodnie na nocnikach. Czas było rozpocząć debatę nad niebywale ważna kwestią: - Kto był na tyle lekkomyślny, że zgubił spokój?
     Czekały cierpliwie, aż ktoś zagai.







piątek, 11 maja 2012

Pod zegarem




W zmarszczkach fortyfikuje się czas
- przechwytując prywatne stany
pod naskórkiem -
powszechnym dookołaziemskim ruchem

Poorana twarz staje się futerałem
postnych gleb suchych godzin
i ogólnych wniosków
zaczyna się od erozji między porami skóry
przybywa wysypisk w wątrobie
w sercu w płucach

Jest to osobliwe porządkowanie dróg przebytych
dojrzałość wieku nadchodzi nie wiadomo kiedy
i zagarnia pojedyncze znaczenia

Właśnie mniejsza wskazówka katedralnego zegara
przesunęła się poza większą
ale pradawność zawołań śmierci
nie straciła przez to nic ze swoich ujęć





Urban Trad - Free Wheel

środa, 9 maja 2012

dziurawe prezerwatywy




     Skrzaty były rozgoryczone do cna losem, a w związku z tym zniechęcone i smutne. Marazm zaczął je dławić, bo przez to wszystko przestały wynosić nocniki. i smród był rozpaczliwy. Ktoś zakrzyknął:
     - Nie zasłużyliśmy, wykopmy ten pieprzony cuchnący los! - Tak też zrobiły, chwacko wypinając piersi.
     Następnie, nieco oczadziałe ustanowiły przez aklamację swój własny los, zamknęły go w zielonym pudełku po czekoladkach i schowały w południowym kącie załóżkowia. Potem umęczone i zdesperowane położyły się w oczekiwaniu, że się poprawi i przewietrzy.





Myrra Rós - The House, The Home

poniedziałek, 7 maja 2012

Do dna pamięci








Oczy są białą różdżką ciemności
zakończoną słowikiem
oniemiałym na początku języka
I gdzie laska spojrzenia stuknie
tam do dna pamięci
słowik do dzisiaj ani piśnie
zapatrzony we wszystkie strony naraz
w wędrującą różę pamięci

Nie potrafi w nią śpiewać
i nigdy żadnego głosu do niej nie dobędzie
w tym tragikomicznym wysiłku opery
przy tak wąskim gardle
jedynie w milczeniu
może być dla niej
jadalny
I gdy ona je
on wśród białkowych szuwarów języka
nielegalnie przemykając się chyłkiem
przez zieloną granicę życia
wielostronnie przemyca z chlorofilu
białą różdżkę ciemności

Stamtąd skacze za białka
a potem to już jak gnicie przebiega
aby wciąż do wewnątrz
z tą kontrabandą świadomości
Dalej jest już obojętna droga
ważne tylko by w tym braku rozeznania
tchu nie stracić
bo przeciągi szaleją
w otwartych bokach znaczenia
aż źrenice chce powyrywać z korzeniami
zadrzewionego w gwieździe światła

Wtedy na wzgórzu
powieki przywalają obolem
więc można bez przeszkód
przeganiać świętą krowę wzroku
białą różdżką ciemności
przez drogę mleczną pamięci
do róży przestrzeni
gdzie czasu nie ma w biegu
i zawsze jest bezstronnie
Nie wiadomo
czy tu nic nie widać
czy też nikt nie patrzy
i świetnie to można zobaczyć
we wszystkich światach naraz
ale żeby powrócić
nie można się zachwycić żadnym

Niech tylko słowik kocha różę
Wiadomo jednak czym to pachnie
w milczeniu
kiedy dookoła nie ma
żadnej nogi do kroku
bo jesteś zabity na zawsze
i nawet o tym nikomu
nie możesz powiedzieć




piątek, 4 maja 2012

Za chwilę








Przy tym stole
- nad którym noc szarzeje
i ja z lepkim smakiem słów
milczący -

Nasze dziecko rzucające się we śnie
ty rzężąca nadrannymi snami jak w śmierć
i ciche próchnienie szaf
Ze stron obu
okna -
i wbijany w tę naszą nikłość miecz światła
a z nim
coraz większe spustoszenie pokoju
na oścież

Za chwilę
- po rozrzuconych na pościeli rękach dziecka -
przetoczy się czerwona bryła dnia
a ty jak co świt drżąc z przerażenia
w tę pustkę świetlistą
wyszepczesz modlitwę






środa, 2 maja 2012

Hieronim Korcz








     Hieronim Korcz przestawał myśleć. Rozwlekle dziękował za coś Bogu, za coś tam na Niego prychał, widział jeszcze swoje kapcie równiutko ustawione na dywaniku przy łóżku, kota zawiniętego w koc na fotelu i swój kubek parujący kawą przy laptopie na stole w kuchni... Wszystko to bez ładu składu i sensu, poszatkowane czymś trudnym do nazwania, bardzo bolącym. A potem nic, Hieronim Korcz zwyczajnie umierał.
     Następne, co było jego doświadczeniem, to nieokreślone bulgotanie i blade światełka gdzieś. Potem śniło mu się wzgórze ze zboczem porośniętym trawą i konwaliami, i ostry tam seks z... sen nie był precyzyjny. Z kolie znów bulgotanie i mało przyjemne gęby z oczami o ekspresji rybich ślepi pochylające się nad nim. Hieronim Korcz ponownie zaczynał, bardzo niemrawo i w jakiś sposób malowniczo myśleć. Malowniczo, bo nawroty zgrzytliwo-bulgotliwych procesów udających myślenie, przerywały często daleko bardziej subtelne wielobarwne sny. Zresztą, nie tylko erotyczne.
     W końcu dotarło do niego, że umieranie jak zwykle zostało odwołane i właśnie wszystko zaczyna się od nowa. Sinusoida życia jeszcze nie rozpłaszczyła się na tyle, żeby mógł ją wbić jak korkociąg w dupsko nicości i wyrwać z niej brak bólu schowany i zakorkowany tam przez złośliwego Stwórcę Nicości. A więc od nowa.
     Poruszony, wstrząśnięty Hieronim Korcz chciał zrazu wrzeszczeć w proteście, ale nie mógł, potem chciał przekręcić się na bok i na wszystko wypiąć, ale nie mógł, potem przeklął parę razy w duchu, w tym Wiekuistego i wszystko, co akurat sobie przypomniał, ale i to nic nie dało, zacisnął więc mocno powieki i postanowił zasnąć, ale nie mógł. Z oczu zaczęły płynąć mu łzy, chciał je otrzeć, ale nie mógł, zatem postanowił przestać płakać, ale tego też nie mógł. Pragnął przestać myśleć, bo skoro żył, to niech choć tyle, ale nie mógł. 
     Pomyślał: - Ech, takie tam życie, takie tam umieranie.




Bruce Dickinson - Road To Hell

wtorek, 1 maja 2012

dzirawe prezerwatywy





Skrzaty, co wydawało się zupełnie niemożliwe, doczekały wiosny. Stały teraz bezradne, na wszelki wypadek zbite w gromadkę i milcząco wpatrywały się w końce palców u stóp. Czekały na Najgorsze.





Pink Floyd - Time