Czarek Samuel K.

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Życzę ci na Nowy Rok



Życzę ci, żebyś była szczęśliwa. Tobie życzę, żebyś był szczęśliwy. Więc zdrowia ci życzę i niech los ci sprzyja.

Czarek Samuel.





sobota, 29 grudnia 2012

Opowieść transcendentalna



Chciałbym w zwięzłych zdaniach zawrzeć opis tej wędrówki
jak powoli śnieżny pagór ponad mnie wynosił –
I gdy w dole kierowcy niespiesznie potrącali przechodniów zapadały się rosły groby
innym nie pomagał już alkohol i trzeszczały w lodzie
serc zdrajców zakrzywione jak noże języki kobiet
a chmury całe pochłonęły światło by rozjaśnić
zmarłym ich pionowe drogi pod śnieg zaś tutaj jedynie mój jasny
wzrok witaminizował ciemność kruszył na łatwo przyswajalne cząstki
– Szklany pagór niewzruszenie niósł mnie z podglebia w podniebie
tak bym czołem dotknął nieba lodem Boga schłodził

I stało się w końcu choć zgodnie z zasadami
ziemskimi tylko demokratycznie
Przez jego białych posłów: gwałtownie
na moim czole topniejące płatki






środa, 26 grudnia 2012

Opowieść liryczna



Dotknąć twojej skóry Za wszelką
cenę dotknąć
Aaa! Przytulić dłoń Zatupać z żądzy
Rozwiesić niebieską tętnicę na strychu – ciii nie opowiadaj Na strychu
pożądania





wtorek, 11 grudnia 2012

Hieronim Korcz




     Hieronima Korcza zasypało. Trudno powiedzieć jak dokładnie, ale patrząc na donice na tarasie, na jakieś 30 cm. Tak czy inaczej fakt zasypania wprawił Hieronima w pomieszany nastrój. Otworzył drzwi żeby zlustrować i ocenić, mrużąc oczy nieufnie spojrzał na szuflę do odśnieżania, po czym przeciągnął się i uśmiechnął szeroko. Jakby brał we władanie tę biel, zasypane ścieżki i tropy na nich kocie i ptasie, białe niebo i ugięte pod nim krzaki i drzewa. Uśmiechnął się szeroko, bo było pięknie.
     Zamknął starannie drzwi. Podkręcił ogrzewanie o jeden stopień po czym podszedł do odtwarzacza i wrzucił na chybił trafił płytę. Nalewając sobie z dzbanka herbatę usadowił się wygodnie w fotelu, nogi powędrowały jak zawsze na półki z książkami. Przymknął oczy i dotykając jak światła dźwięków pomyślał, że może jest szczęśliwy.


* * *


     Następnego dnia Hieronim Korcz nadal był zasypany. Z przyczyn oczywistych, tzn. z nudów rozmyślał nad wyjątkowością daty 12.12.2012. Nie wymyślił nic ponad to, że coś go swędzi między lewym okiem a lewym uchem.
     Zdegustowany sięgnął do pamięci zakopanej pod warstwą kurzu w książkach. Okazało się, że dla świata dzień 12.12.1212, a była to środa, też przeszedł w zasadzie bez echa, nawet bez czkawki. Niejaki Dawid Wielki Komnen, twórca Cesarstwa Trapezuntu oddał tego dnia ducha jako mnich Daniel w jakimś klasztorze po ucieczce do Cesarstwa Łacińskiego. Trudno jednak ten fakt uznać za potwierdzający wyjątkowość daty, w ogóle za fakt cokolwiek potwierdzający. Hieronim powiedział: - Ech. - Po czym poczłapał po szmatkę i wziął się za kurz, ale bez przekonania i tylko na tych półkach, na których go naruszył. Żeby nie było widać.  





poniedziałek, 10 grudnia 2012

Dopóki jeszcze




Dopóki jeszcze nie spalona twarz
dopóki ręce od rozpadu wolne
dopóki oczy jak bramy dla światła

Dopóki jeszcze możesz zobaczyć
dopóki jeszcze możesz powiedzieć
jesteś prawdziwszy niż gwiazda co zgasła
albo pieczęcie na ustach Boga

Bo żyje twarz
bo żyją ręce
bo żyją nogi
i twoje ślady przyjmie nawet kamień

o który się przewrócisz






środa, 5 grudnia 2012

Opowieść egocentryczna




Drugi ja
z kompozytów i kwarcu
– którego kocham na równi z pierwszym (tym
z wosku patyków i lęku) –
idzie naprzeciw pierwszego
naciera jak fala na klif
jak lawa na wioskę i
wiatr niesie wysoko jak
zawołanie 

Pierwszy staje na
palcach
rzuca weń jak
dziecko kolorowymi kamykami i papierkami po gumie do żucia

Czuję ich w sobie
pasowanie
i boje się

o drugiego i
w nim o pierwszego w
nim





piątek, 30 listopada 2012

Opowieść metafizyczna




Ścieżki
– po których iść
nie dotykając stopą błękitów z
nieba

Odległości
– które przebyć
szybciej niż myśl przybyć
z szybkością myśli

Lękasz się że nie
idziemy i prędkość jest nam obca
lękasz się że tak
stoimy i jest nam znane pogrążanie w tęsknocie

a ziemia która wysunęła
się spod stóp i objucza ci kark?

A wiatr co spędza rysy z twarzy?






wtorek, 27 listopada 2012

Takie są miejsca




Są takie miejsca gdzie zamarza słowo
nazwy się kruszą niby kora martwa co bez drzewa Łuna
w powiekach – piękne jest milczenie –
ciszę zachwycić tylko Bóg potrafi

głoskę powiedzieć Znaczy grzech powiedzieć Obnażyć
mowy nóż przy majestacie Jak przerębel w dłoniach
są takie miejsca

– ciszą naznaczone Że
słychać nawet krecią śmierć w ogrodzie
że ludzka Jakby chwilę się wahała –
stoję i milczę o zmilczenie duszy






piątek, 23 listopada 2012

Dzień z widokiem na rzekę Jordan




Każda litera to wysokość
każde słowo stromość i wspinanie

Ty jeszcze wyżej Bo 
we wnętrzu kartki tańczysz pomiędzy 
zarysami czcionek –

robię papierowe samolociki ich lot zawsze kończy się katastrofą

małych papierowych ludzi bez oczu
jeden miał nawet serce ale umarł Bo
serce biło tylko chwilę Podrzucam
papierowe kulki

Zawsze milczysz
kiedy nazwy usypuję z popiołu
kartki na sztorc stawiam w ogień

i tak się plączę w ułowieniu ciebie
jak głuchoniemy wpatrzony w Muzykę







niedziela, 18 listopada 2012

Hieronim Korcz




     Zapadł się Hieronim Korcz. Zapadł się w swoje myśli jak do studni, a w niej dudniła zwielokrotniona echem ich nawałnica ogłuszając go jak pluskwę przygniecioną pacnięciem Boga do własnej dupy. Tak właśnie było. Powodem tego zapadłego rozpacnięcia się Hieronima było może nie nagłe, ale narastające przekonanie o swoim nieprzystosowaniu, ogólnym i szczegółowym.
     Otóż Hieronim Korcz doszedł był przed zapadnięciem się w bezdenność do przeświadczenia, że jest źle. Jesienią było mu za jesiennie, zimą za mokro i za zimno, wiosną za mało wiosennie i za szaro, latem za słonecznie, w tłumie za tłoczno, w lesie za gęsto, na łące zbyt bzycząco, w łóżku nie z tą, albo nie na tym boku, w pracy to już w ogóle szkoda gadać, na widoku wstydliwie, w ukryciu depresyjnie, na ziemi za gruntownie, przez powietrza spadał jak kamień, a w wodzie tonął. Wieczorem za blisko świtu a w południe był już zmęczony i oczekujący świętego spokoju w pozycji horyzontalnej. Itd. Nie, nie itd. Do tego mgła, kapuśniaczek, chłód, noc po południu, Kaczyński i hołota rządząca krajem, a w zasadzie beznadziejnie haratająca gałę. Teraz itd. Wojny, pożary, powodzie, trzęsienia ziemi i głupia Anka. Itd.
     Hieronim Korcz westchnął: - Uch. Dopił wystygłą zmętniałą herbatę, wstał i poczłapał do kuchni kroić chleb do kolacji, na którą miał niedojedzony wczoraj kawałek pieczonej jagnięciny, z lodówki, zimny i jakby oślizły tym lodówkowym zapachem. Chleb się kruszył. Wtedy postanowił. Postanowił twardo bezkompromisowo i nieodwołalnie przemyśleć kwestię rzeczywistości alternatywnych, bo ta w której był zupełnie do niczego się nie nadawała, a on nie nadawał się do niej. Postanowił. Mimo szczerej odrazy do tych swoich zwanych procesów.





czwartek, 15 listopada 2012

Do ciebie do twojej osoby




Od samotności niszczącej Przez niszczący przypadek
przez pokuszenia gołe nogi Od gwiazdy drwiącej ukradkiem
nie bacząc na lęk wysokości przez mylne urwisko twarzy

Z nocy pierwszym metrem wzrosłej ogromnie stromo
że do niej wracać tylko ciszą –
między przewidującą policją dla niepoznaki przebraną w kąpielówki matek
w bezwstydzie palców Wpław wodą sfałszowanej śliny
przez słabą znajomość wirów –
od kilku słów pamiętanych niestrzeżonych Przez bezpłodność języka

Dziewczyno: od wyobraźni naglonej nadzieją obłędu
w fizyczny nie inny
wymiar męskości Przez piętra niższe Raju wargi winne






niedziela, 11 listopada 2012

W ten niezwykły dzień




W ten niezwykły dzień musisz zdążyć wszystkich
odwiedzić którym zmarli właśnie jacyś z bliskich bliscy
musisz podzielić się z nimi opuszczonym polem twarzy
umieć każda godzinę na połowę przepołowić
sprawiedliwie
musisz biec jeśli trzeba będzie Albo stąpać cicho
jeszcze ciszej Na widok Pięknej Pani wzrok zasmucić

Musisz pamiętać o ludziach starych i tych po trzecim zawale
do kieszeni wsypać trochę chleba Włożyć fotografię
i na koniec musisz wiedzieć kiedy przerwać wiersz
kiedy przerwać: życie miłość umieranie sen





środa, 7 listopada 2012

...jakby




Drzewa grają ciemność w tym wielkim teatrze nocy
gwiazdy biją brawo – odchodzą po mlecznej drodze
cisza rozwieszona między klonem a lipą
– struna którą trąca ręka niewidzialna
Nikogo – a jakby ktoś przechadzał się niebem
skrzypce milczenia ponad unosił
albo ktoś nieznany ukrył się przypadkiem
chronił płaszczem cienkie gałązki głogu i malin

...jakby ta obecność była tym co łączy
środek nieba toń ogrodu ciemność i lot nietoperza 
w tę samą Opowieść – która bywa milczeniem
głośnym i tak cichym
...jakby ta obecność była tuż przede mną






sobota, 3 listopada 2012

Odkąd przestałem




Odkąd przestałem liczyć na wiersz z głodu wiersz ze zmianą pogody
(to sprawdziłem: deszczom towarzyszy zamysł) wiersz
z niepamięci braku nagości dzieciństwa
albo na wiersz
prostą konsekwencję niezrozumienia poprzednich –
myślę: Biedny Kierkegaard
którego znów nie czytają Szczęśliwi co nie czytają Kierkegaarda
pośrodku idei masła i grilla już nie wypróżni się wierszem
nie zastraszy społeczności Nie zaleje słów krwawą biegunką
ekrany tabletów których nie tuli nawet niebieskie Światło






wtorek, 30 października 2012

Wiersz niech się




Wiersz niech się urodzi brunatny lub stalowoszary
o nieładnej najlepiej suchotniczej cerze
Jesienią weźmie w siebie rdzę podmokłych liści
latem ukrywa w cieniu
zimą gnije pod śniegiem

Niech będzie niepozorny niechciany oraz
niegustownie ubrany
ze skórą pomarszczoną ciemną pośrodku myszką
by niczym się nie odróżniał od szutrowej drogi pylnej
Sypki
Byle jak paczkowany
Niech będzie przezroczysty –
dla oczu głupców krytyków grafomanów zawistnych

*

Człowiekowi, który pracuje, ma własna rodzinę, taka poezja z wielkimi problemami egzystencji ludzkiej – odbiera po prostu chęć do życia.
(Czytelnik)





środa, 24 października 2012

Poezja panie, poezja




Zdrów jak rów reumatycznej wody
pełen jak bęben powietrza
nigdy bym nie przeczuł że ten który mieszkał
w mojej baronii na podjeździe pod moim adresowym kodem –
a odchodząc na bok mawiał już mniej donośnym głosem
choć nie wierząc w milczenie
na usta patrzył palec kładł
odbity od jakichś szyb
coraz rzadszy gość na moich wargach –
że ten głód poezji dziś się do mnie jeszcze raz przyzna:
gdy w zupie nic
kawałki martwego błękitu będą
pływać

*

W nocy śniło mi się, że mam dobry pomysł do wiersza...
(Hebbel)





piątek, 19 października 2012

Modlitwa




Kobiety z którymi nie wymieniam ukłonów
choć nie tak dawno mdlały pod mojego ciała skłonem

Starcy co proszą mnie o ulgowy bilet pamięci
na końcówkę swojej smutnej jazdy w głąb śmierci

Poeci którym odebrałem słowa celne
nim zapragnęli je głośno wypowiedzieć

Poprzednie moje wiersze: szpitale
pełne skarżących się płaczących i nagich

Chwile szczęścia przeżyte prawą stroną serca
krótkim wzwodem pustym śmiechem połową oddechu

Wszystkie nieodgadnięte słowa i frazeologiczne związki

Ocalcie mnie przed
kolejnymi dowodami waszej śmiertelności





wtorek, 16 października 2012

Edmond Jabès




      Dedykacja


Nie wiesz czy żyjesz – żyjesz.
Droga jest krótka w czasie, długa w przestrzeni, która ogarniaja nasze ramiona.
Serce jest dobre.
Nasza miłość jest wyspą, morze polem.
Chleb jest dobry.
Porządek jest w korze. Drzewo szaleje za wiatrem.
Ziemia jest dobra.
Twoje oczy daleko od gniazda. Fala jest silna w milczeniu.
Jesteśmy, czy będziemy?
Jutro jest dobre.

(Edmond Jabès)





piątek, 12 października 2012

Wspomnienie z końca świata




Czas na gwałt ktoś odbrązowił
z wolna spływał demokratyczny ustrój
opadła na ziemię siwa plereza księżyca
zżółkł papier i nie chciał przyjąć więcej atramentu
na żaden ruch
nie zdobywała się dłoń nawet najbardziej
rewolucyjna

Ów krzyknął tamten śpiewu nie podchwycił
zakochani zjedli wszystkie im przeznaczone morele
stygły piece miękły sutki
rymy nowym bogom ustąpiły miejsca w
piekle niebie czyśćcu nawet i w kolejce na wyprzedaży
Wtedy usłyszano grzmot
Ktoś ostro wcisnął hamulec

Postscriptum:

Pan profesor L. ze znanego uniwersytetu w znanym mieście w związku z czymś tam zauważył dnia 11 października 2012 roku na pewno przed godziną 6 po południu że „dziewczynę całujemy w usta”





wtorek, 9 października 2012

Ogrom




Mówię do niej że gdy zechce nadejść
choćby percią – wszak podtrzymam nad przepaścią
A jeśli wpław – to będę z ręcznikiem na brzegu
nawet kiedy w tym maratonie nie zajmie miejsca pierwszego
aby obetrzeć pot z czoła rosę z ciała
i dać od razu przy istnieniu witamin do ssania

właśnie: Rilkego czy Baudelaire'a … A może uszyję spadochron
z miękką poduszeczką gdyby z nieba mi chciała spaść

W jej ulubionym gatunku zaparzam herbatę może kawę albo mieszankę ziół
co wieczór nastawiam budzik
z wybraną płytą odtwarzacz
czekam wytężam wzrok zamieniam się w słuch słup soli
po każdym wyjściu sprawdzam czy jej dosyć na książkę A nawet
może na życie

czwartek, 4 października 2012

Szyba przez którą nie




Szyba przez którą nie prześlizguje się świat:
okno dotkliwie śliskie Samobójcze
i czerpak jawy szpara w drzwiach
co nie przepuści światła ledwie świata sączek

Szalona świta tego świata Poeci
och ci poławiacze pereł szperacze mielizn o świcie Bielizna
niekonsekwencji artystycznej prześwit kobiecego ciała
stopa bieliznę dna wzrusza Wreszcie:
zaświaty myśli
które przemierza dusza wyzwolona spod nadrealizmu
wiersza kolońskiej wody wychylonej do dna
co dnia spodu subtelny smak Spokojnego snu Święta Ciszy






piątek, 28 września 2012

Ale powietrze przepływa łagodnie




Myślę że na świecie obojętne bramy
pod dotykiem rozstępują się jak skrzydła ptaka
Miękko sunie powietrze ociera się o kres i powraca
niespokojny sen kładzie się u nóg jak gdyby kot

Myślę że tam ludzie czuja się naprawdę wolni
politycy muszą się bardzo starać by to zepsuć
Ale powietrze przepływa łagodnie i lekceważy wszystko –
widać jego przezroczysty refleks w źrenicy filozofa
lecz także pod powieką poety
gdzie rodzą się i rozpadają bezboleśnie przezroczyste wiersze...

[Śnię o wierszu a gdy budzę się nazajutrz
sen mój zmyka do szuflady ze starymi wierszami
i od wewnątrz klucz przekręca słyszę chichot
jak buszuje głośno czyta i sra na rękopisy]







poniedziałek, 24 września 2012

Jom Kipur 5773






Jutro po zachodzie słońca zaczyna się wraz z dziesiątym dniem miesiąca tiszri Jom Kipur, Święto Pojednania, Dzień Przebłagania. To najświętszy dzień roku.

Poprzedza go Erew Jom Kipur - dzień przeznaczony na ostateczną analizę swojego postępowania w minionym roku. Proces analizy przebiega przez wszystkie dni pomiędzy Rosz haSzana a Jom Kipur (Dziesięć Dni Skruchy, Straszne Dni) a ten dzień stanowi jego podsumowanie.

Jom Kipur jest dniem całkowitego postu. Post w Jom Kipur jest jedynym postem nakazanym w Torze (Wajikra 23:27). Post zaczyna się na godzinę przed zachodem słońca rozpoczynającym święto.

Ograniczenia, które obowiązują w Jom Kipur: Nie wolno jeść i pić (także płukać ust). Nie wolno się myć. Nie wolno stosować żadnych kosmetyków - wynika to z zakazu smarowania jakiejkolwiek części ciała. Nie wolno nosić skórzanego obuwia. Nie wolno mieć kontaktów seksualnych.
Ograniczenia te ulegają zawieszeniu wobec konieczności ratowania ludzkiego życia. Także osoby chore, których życie mogłoby być zagrożone przez przestrzeganie postu, muszą jeść i pić podczas Jom Kipur. Post nie dotyczy dzieci do ukończenia 9 lat życia.

Gemar Tow. Obyś był ostatecznie zapisany w Księdze Życia na dobre.




niedziela, 23 września 2012

Zmień spodnie na bardziej obcisłe





W innym kącie wszechświata i ustroju wewnętrznym
z mniej pokaźną stolcową
tą od czystego tlenu większą
mógłbyś ku chwale własnej pracować po cichu
może wtedy twoja pierwsza męska wilgoć byłaby zapowiedzią pory deszczów
a ten wiersz miał więcej znaczeń niż łacińskie res
dopuszczając do swoich stromych oczu
z nilowego piasku –

Lecz żyjąc w tym kącie wszechświata Z tym ustrojem wewnętrznym
pozostań tu gdzie tkwisz zatknięty
i bądź jak matka co przyjmuje w siebie wszystko cicho
na białe pokoiki z tapetami w gołąbki
noś bandaż w miarę elastyczny
żyj niemo w nowo wydzierżawionej zagrodzie języka
z taką wiedzą o poezji jaka u kalek o wojsku
a najlepiej
zmień spodnie na bardziej obcisłe byś realniej w sobie tkwił
nie tak znów przesadnie metafizyczny facet

A ostatni wiersz skończ opisem 
słońca które cieknąc przez interlinie
spłynie w kropkę








sobota, 15 września 2012

Rosz haSzana 5773






Żydowski Nowy Rok obchodzony jest zupełnie inaczej niż w większości kultur. Nie jest okazją do picia alkoholu i zabawy. Jest Dniem Sądu. Przygotowania do tego dnia trwają w miesiącu elul poprzedzającym święto - i polegają na analizowaniu własnych uczynków, szczególnie tych złych - skierowanych przeciwko ludziom i Bogu. Celem etycznym Rosz haSzana i następującego po nim Jom Kipur jest przeegzaminowanie własnego życia, dostrzeżenie win, okazanie skruchy, przebłaganie Boga i skrzywdzonych bliźnich.





  


Jutro, po zachodzie słońca zaczyna się Nowy Rok - już 5773.
Według żydowskiej tradycji jest to uczczenie daty stworzenia przez Boga pierwszego człowieka.
Człowiek ten nie nazywał się Rabinowicz, ani Goldbaum tylko Adam czyli człowiek, Ziemianin - nie był Żydem, ale symbolicznym ojcem wszystkich ludzi.
Dlatego Rosz haSzana jest nie tylko żydowskim świętem, ale świętem nas wszystkich, ludzi.




"Zobacz dałem ci życie i dobro, śmierć i zło, błogosławienie i przekleństwa, i wybrałeś życie."
Mamy duszę i możemy zmieniać świat!

Szana Towa!
Dobrego i Słodkiego Roku!
Szalom!

Czynię




14 września wieczór przed Szabatem
Słońce weszło w sferę mojego przyciągania
ludzie przystanęli i śledzili z zapartym tchem
matka pociągnęła dziecko za rękaw:
chodź zobacz jak umiera poezja
Przetaczana krew z serdecznego palca zabarwiała horyzont
nieprzerwanie rurociągiem Nord Stream (lubię przyrodę)
Odczuwałem lekkie szczypanie w ranie i senność
ludzie nie ruszali się patrząc wciąż łakomie
na róż który wyciekał z nieszczelnych przewodów –

Po pięciu minutach nadeszła pielęgniarka i odłączyła mnie
Nie było zbyt bolesne prawda – uśmiechnęła się pokazując
nazbyt grube udo
Zakryła je pospiesznie
Słońce mało oryginalnie kojarzyło mi się
z wielorybem wyspą rysunkiem z jakiejś kartki
przestało być już rozwiniętą flagą czegokolwiek
japonii albo innej autonomii
wreszcie nic nie przypominało

Upadłem wyczerpany w stalowe powietrze
mewy zaskrzeczały twardo a ludzie z wolna rozchodzili się
tylko obciągając po sobie nieprzemakalne płaszcze z szelestem
czym upodabniali się do powietrza –

Jedynie wokół miejsca gdzie Słońce spuściłem do grobu
przeświecało jak przez gazę
(ochronny opatrunek doraźny za 0,03 €)
która lojalnie przechowała małą plamkę mojej krwi w gazie mgły
z wiernością – myślę teraz – godną lepszej sprawy


* (zapiski do wiersza)

z definicji poezji:
Dłonią zamysłu zapisana w książce wyjść
Noc co się nazwała jej imieniem

*

ze zdolności przewidywania:
Wrzuciłem do internetu swój nekrolog
A cała reszta – grafomania
w obieg krwi wpisana białą pchłą

*

Nie chciej bym się silił na taką dosłowność
która Ci w testamencie zapisze ten nekrolog





środa, 12 września 2012

Jakaś świtająca





Jakaś świtająca chciała być ziarenkiem wiersza
lecz jest kocem co nie dał ciepła
należnego mnie
w tym miękkim ale niegdyś moim krajobrazie –

Czy miała to być kobieta młoda samotna nad stawem modrej wody
czy myśl o poranku
gdy czarna erotyczna wyszła już ze snu
albo model najnowszy Bayerische Motoren Werke
którym pewien Francuz chce ze mną ukraść Rembrandta
może
donośnie mądry głos jakiegoś poety cytat oszałamiający

Nie wiem
jest wiele możliwości
gdy nagle
myśl
wychodzi z pozorów
i lgnie do mnie ściśle
widzę że nie może się to stać już we śnie
ani też na jawie
lecz w trzecim chyba jakimś innym wymiarze
o którym na razie nic nie wiem nie przeczuwam nie śnię