Czarek Samuel K.

poniedziałek, 30 stycznia 2012

wiersz o porzuconych szufladach










Ciągle wchodzisz w przerwy między
jednym a drugim czuwaniem rzęs
w połowie znaku między siłą grawitacji
a przeciwległą ściana czaszki psychologa

Nie ma innej możliwości
bezpośredniego obcowania z niedostępną
rzeczy istotą
Weź na przykład puste rękawy
mimo że są pojęciem zbyt szerokim
dla ramion zbiegłych z wymiaru
opuszczonym podmiotem dobijają się wciąż
do interpretacji
promieniującej kiedyś wewnętrznym przekonaniem

Albo stare szafy
nawołują się w nich nadal ludzie nieobecni
choć nikomu tu po nich

Albo porzucone szuflady
w których tają się czyste kartki
przeglądasz je i nie zdając sobie z tego sprawy
wpływasz poprzez nie napisane wiersze
a ściślej – poprzez obserwację
nie napisanych kiedyś wierszy -
na materię poezji






Nick Cave - Hold On To Yourself

sobota, 28 stycznia 2012

Niejednokrotność









Znaki życia odmierzać można
wahadłem zegara
przelotami ptaków
przesypywaniem piasku
albo grochem rzucanym o ścianę

Rosną napięcia między jednym a drugim
zatrzaśnięciem drzwi
między przyczyna a skutkiem
odnawiającym się przez destrukcję
między zadaniem do urzeczywistnienia w życiu
a uzupełniającym go aspektem
minionej chwili

    Zegarmistrz Lévi-Straussa twierdzi
że tego rodzaju ćwiczenia
to sztuka kalamburu
sztuka która punkt widzenia zastępuje
myślą pozagrobową








środa, 25 stycznia 2012

To do mnie Kain przyszedł zabić Abla








To do mnie Kain
przyszedł zabić Abla
dzisiaj wieczorem
kiedy stoję jasny
we mnie ostatnie
spieszą konnych zgraje

Zabił bo rzucił
czy rzucił bo zabił
o wiele wcześniej -
gdy po kamień sięgał
to we mnie najpierw
Kain zabił Abla

Czyni to nadal
gdy bezwolny patrzę
jak we mnie ręka
do kamienia sięga
jak toczy wznosi
ramieniem obraca

To do mnie przyszedł
kiedy stałem jasny
dzisiaj wieczorem
kamień...





niedziela, 22 stycznia 2012

bajka









I mężowie święci do domu ojcowskiego przyszli 
przyszli po rzece z tamtego zakola
gdzie tonął -

W schylone dzbany nasypali złota i srebra
pęknięte garnki zdejmowali z półek
lepili -

Brzemiennej matce zaparzyli w drodze nazbierane zioła
i nad maleństwem czyniąc znaki krzyże i koła
odeszli -








piątek, 20 stycznia 2012

Hieronim Korcz




Hieronim Korcz miał sen, co nie było niczym nadzwyczajnym, niezwyczajny natomiast był sen. - Była czwarta rano. Siedział przy biurku i łypał wrogo na laptopa i telefon. Na e-poczcie leżała nieokreślona liczba e-maili czekając na odpowiedź, w telefonie dziewięćdziesiąt siedem sms-ów czekało Bóg wie na co. Na bankowym koncie dudniła pustką pustka. Biurko pokryła pryzma rachunków do zapłacenia i pozwów do sądu zwieńczona wypowiedzeniem pracy, ze skutkiem natychmiastowym. Hieronim Korcz przyglądał się temu wszystkiemu melancholijnie i żuł cierpliwie frazę – jest do dupy. Potem fraza mu się skróciła i memłając zaciśniętymi szczękami powtarzał bez końca – dupa.
Tak zastał go ranek. O szóstej melancholię przerwało mu łomotanie do drzwi. - Policja, otwierać! - Hieronim Korcz doświadczył galopady paniki pośród myśli i zaczął gorączkowo szukać sznura, żeby się powiesić. Nie znalazł, ale nawet się nie zdziwił, jak nieszczęście, to nieszczęście. Tymczasem łomotanie do drzwi wyartykułowało się groźniej. - Policja! Otwierać, bo wyważymy drzwi!
Uciekać. To było wszystko, co w tej chwili składało się na Hieronima Korcza. Jęknął i potruchtał schować się w szafie.
Na tym sen się urwał. Obudził się zwinięty w kłębuszek, zupełnie mokry od potu, rozdygotany i przestraszony, bał się otworzyć oczy. W końcu zdecydował się zerknąć na zegarek - była czwarta rano. Poczłapał do kuchni zaparzyć kawę. Jednak tak dygotał, że wylał filiżankę próbując unieść ją do ust. Niechętnie posprzątał i zaparzył drugą. Potem sącząc gorącą gorycz cedził z zawziętością i uporem mantrę – dupa.







czwartek, 19 stycznia 2012

wiesz o dniu zwyczajnym jak zardzewiały szept








Pełne wyposażenie sali
umyka wszelkim normom
uczciwego obcowania z ciałem

Noże obosieczne
cała kawaleria jazdy obuchowej
zgłębniki kulkowe dłuta
czaszkomierze
piły igły czerpaki wojenne
cewniki metalowe na wypadek alarmu
jałowe prezbiterium krucyfiksalne
lampa spirytusowa -
ostatnie pożegnanie ze światłością
musi wytłumaczyć się
z fałszywego brzmienia
z korekty przeprowadzonych oględzin
począwszy od znamion
poprzez owłosienie zatoki strzałkowej
po przylądek horn

Ale wmawianie sobie obcego bólu
zaczyna się od płuc
od pierwszej sekcji tchawicy o świcie
od słów podsłuchanych szeptem
na porannym obchodzie







poniedziałek, 16 stycznia 2012

Jeżeli wyruszając w dalszą drogę









Jeżeli wyruszając w dalszą drogę
zakładasz na siebie ciężki długi płaszcz
bierzesz do ręki kij i zawiniątko
a po przyjściu do domu odkładasz i kij i tobołek
i rozbierasz się do snu
to nadal masz na sobie ten zakurzony płaszcz
jeszcze mijasz tamto rozłupane piorunem drzewo
jeszcze prosisz tamtą kobietę o kubek wody
dorzucasz drewna do gasnącego północą ogniska
i kreślisz palcem gwiazd drogę swojej wędrówki

I nawet kiedy wstaniesz w nowy dzień
to jeszcze leży przy tobie i kij i zawiniątko

Być może doszedłeś tu
gdzie już ich nigdy nie podniesiesz
ale możesz być pewny że zawsze będą na ciebie czekać
a każde o nich przypomnienie będzie budzić
w tobie drogę




Avishai Cohen - Aurora

piątek, 13 stycznia 2012

wiersz o strachu









Ta strzała nie leci
nie leci skądś ani dokądkolwiek
to paradoks przeciwko ruchowi

Ta strzała nie leci pokonując przestrzeń
niedokonanym świstem swego toru
opuszczona niebem
i podbita ziemią
ze śmiercią połączona
i przeciwna śmierci

Tak się tylko może
strach obracać w sobie














wtorek, 10 stycznia 2012

Edmond Jabes



(„Bóg przemówił, a to, co powiedział, stało się znakiem. Być może kształt liter jest wyobrażeniem Jego twarzy. Bóg ma tyle twarzy, ile jest liter w alfabecie. Bóg wpisuje się we wszystkie języki.

Będziesz mógł rozmyślać o Bogu, gdy nauczysz się słuchać, długo wpatrywać się w słowo, a zatem czytać” – zanotował.

Głos jego jest nieuchwytny, lecz podtrzymuje ciszę, od której oddzielają się dźwięki” - zanotował jeszcze.

Ty zniszczysz obraz słów. Odbierzesz im dźwięk. Wywiedziesz je na manowce sensu. Uczynisz w nich dziury.
A więc czytanie, pisanie byłoby tylko zepchnięciem w zamęt głosów, które pochłania pustka” - zanotował jeszcze).

Edmond Jabes






Elijah Bossenbroek -  Prism