Czarek Samuel K.

środa, 30 czerwca 2010

wiersz o kubku kawy






Nauczyłem się wybaczenia
jak modlitw porannych
przy gorącej gorzkiej kawie
Odmieniłem je przez wszystkie przypadki umęczenia i bólu
Nie jest mi łatwo konstruować pozory godności
nie jest mi lżej pamiętać
Przez stromizny dni
przez rzeki które wybaczą
trwam w niekończącej się drodze
Szukam struny rozpiętej od mej duszy
od męstwa czasu po jego wytrzymałość
i po omacku jak ślepiec szukam topora
by ją przeciąć unicestwić zniszczyć

Tyle rzek wezbranych szorstką twardą wodą
przetoczyło swoje koła przeze mnie
Uczepiony brzegu rozjechany ich nurtami
jestem jak ziarno piasku na plaży
Tyle mórz i jezior zastyga
kiedy do nich wkładam ręce
by rzekę unieść do oczu
jak linę kata napiętą jak strunę napiętą

Odgłos miasta za oknem
skowyczący rytm autostrady
nieistotność uczepiona kubka kawy
jak wszelkiego sensu



Hieronim Korcz




   Podczas golenia Hieronim Korcz spostrzegł, że się garbi. Był wstrząśnięty i zaczął przemyśliwać dlaczego tego ranka życie mu ciąży. Piana zaschła na jego twarzy, wzrok zmętniał. W efekcie Hieronim Korcz nie zjadł śniadania bo był już bardzo spóźniony.


wtorek, 29 czerwca 2010

wiersz o całym życiu







Przychodzisz już spokojna
i mówisz - patrz dzień się skończył
idę już baw się dobrze
masz na to całe życie

Jutro wykreślisz wszystkie słowa
z listów pisanych do mnie
i napiszesz całkiem inne
sama do siebie
A ja nieharmonijnie w panice i brzydko
przeliczę ziarna mroku
sypiąc je w środek nocy
Dam szelest ptasim skrzydłom
do gniazd ich powrotów
by cicho było płonąć ogniom
i w płomień wiać wiatrowi

Wtedy pójdę po omacku
zmiotę pod rozdeptaną wycieraczkę Boga
żywe jeszcze truchło uczucia
i z zanadrza kieszeni wyrzucę okruszki nadziei
że nigdzie już stamtąd nie wrócę
Gdy początek stanie się
kiedyś obiecanym końcem
opowiem sobie bajkę o czymś albo inną
pozamieniam światła na szybach
w tęczę czerni i ból fioletów
kryształowo czysty

Może jeszcze opowiem sobie
o tym jaka cisza jest w domu
w którym nie mieszkają drzwi
a tylko ślady po nich lepkie i słone
jak świeża krew z przeciętych tętnic losu

Jakiś kos o świcie tak głośno krzyczy w parku
nie daje mi spać




Hieronim Korcz



   Hieronim Korcz zrobił kolejny krok do tyłu. Próbował ocenić, czy wystarczająco cofnął się przed atakiem.


poniedziałek, 28 czerwca 2010

wiersz bez nadziei






W mozolnej bezpotrzebie przemierzam chwile ulic
od bram brzasku do zamków zmroku
i poprzez noc
próbując z nich jak z ziaren
usypać tarczę dla stóp drogę do domu
do spokoju i obecności
Omijam grząskość klucząc
między otwartymi paszczami przecznic parków bram hipermarketów
między nieistotnością w twarzach stojących wokół
trwającą w nich gorliwie
jak pozbawione krtani zamurowane usta

Chciałbym z powietrza którym oddycham
zbudować tyle przestrzeni
ile jej zdołam zmieścić w płucach
a z poświaty księżyca tyle miłości
ile w zachwycie sprostam objąć ramionami
żarliwością sercem i pieśnią
Tyle radości ile uda mi się wykraść
bez uszczerbku Stwórcy Kropel Łez 
i mieszkającej we łzach soli chaosu
Zapewne im więcej prób tym mniej olśnienia
im więcej blasku i krzyku tym bardziej cisza oślepia
Tak łatwo nauczyć się nic nie znajdywać
jeśli umie się nic nie gubić
tak trudno gdziekolwiek trafić
gdy celem są tylko drogowskazy
puste od jednoznacznej prawdy jak oczy niewidzącego
Droga wciąż miesza się ze wspomnieniami górskiej wspinaczki
psimi odchodami ulic i śmieciami wiatru
Częściej niż szlakiem
jest wysoką wieżą bez schodów wind
i bijącego serca wiary w dotknięcie szczytu

Ludzie piękni i dobrzy jak ogrody
mają w sadach pasieki z rojami pszczół
i słoneczną słodycz miodu na palcach
Przynoszą do pachnącego ziołami domu
jabłka od jabłoni i świeżo ściętą miętę
Do wazonów wstawiają wieczorem zachody słońca
kwieciście miękkie czerwienią obłoków
Oddają nocy spokój
znajdywany w drżeniu ud gorących od rozkoszy
w trzewiach pełnych seksu i w czułości
w trwaniu zegarów na ścianach
odmierzających miarowo pewność
dojrzewania spełniających się snów i marzeń




niedziela, 27 czerwca 2010

Hieronim Korcz




   Hieronim Korcz poczuł nagle przemożna potrzebę buntu. Bez chwili wahania postanowił, że będzie bojkotować głębokie talerze i niebieskie krawaty. Natychmiast ogarnęła go błoga ulga.


modlitwa






...przywróci moje wewnątrz słońce
jednako z cieniem i ze światłem?
...tak dotknie bym od stóp do wnętrza ziemi
i od głowy do najdalszych gwiazd zadrżał?
...wybaczy co poza wybaczeniem
w ogniu mnie rozświetli na wylot
bym rozpoznał prawdę?
...przywróci mnie miejscom bezpowrotnym
obdarzy chlebem głód i powietrzem brak oddechu
bym nie upadł powstając?

...więc daj oddech jak przestrzeń pod światłem słońca
wpatrzoną w horyzonty
...więc daj uroczysty moment rozpoczęcia
i podniosły czas zakończenia
...więc daj pierwszy stopień żywiołu
i ostatni przenikniony ogniem
...daj zatem pewność i siłę
albo powód i wyjaśnienie



Hieronim Korcz



   Hieronim Korcz nie mógł zasnąć. Włączył telewizor i zaczął liczyć kanały. Zrobił się senny i wciąż się mylił. Musiał zaczynać wszystko od nowa.


sobota, 26 czerwca 2010

Hieronim Korcz




   Sobotni świąteczny poranek Hieronim Korcz spędzał świątecznie. Wstawał pół godziny wcześniej by szczególnie starannie dobrać krawat do porannej kawy


.

piątek, 25 czerwca 2010

wiersz zamknięty






Wciąż napływają nowe wiadomości
o identyfikacji kolejnych postaci
tropu zostawionego przeze mnie
w gąszczu mateczników nocy i dni

W tętnicach i żyłach skwierczy już tylko niski płomień
a chcąc zbliżyć się nieco do prawdy
- zaledwie żarzące się węgle po nim
Przez wilgotne niebo przeciekają nietoperze
zwabione progami ultradźwięków
powstających przez zabliźnione pęknięcia w sercu
i otwarte blizny żył

Który miał być moim
czas
rozbiegł się i wyludnił
a jednak nie potrafię jeszcze
poddać mojej żyjącej skóry
i miejsc zatrzymanych dotykiem poza nią

Nie wiem jak dawno utraciłem inne nazwy
tożsamości mniejsze niż lot ziarna
rzucanego dłonią
z własnego w drugie ciało
Powtórzę
żadne ostrzeżenie nie było osuszone piaskiem wiersza
wszelka tajemnica każdego
jest w drugim



Hieronim Korcz




   Smarując bułki masłem Hieronim Korcz dostrzegł w tym pewien konflikt sytuacyjny - otóż zawsze był przeświadczony, że jest zwyczajnym zjadaczem chleba. 
Kiedy kładł na bułki pomidora czuł jak konflikt w nim narasta. Przy szczypiorku podjął stanowczą decyzję. Od jutra koniec z bułkami. Wkładając jajko do kieliszka uznał taką decyzję za zbyt radykalną - od pojutrza. Nalewając mleka do kawy Hieronim Korcz postanowił zawiesić ten proces myślowy do czasu, aż się naje.




czwartek, 24 czerwca 2010

wiersz tułaczy







Noc była
jak serce księżyca ciemna
i tylko przypadkowe tropy ludzi
jaśniały nieznacznie w tym mroku
wsiąkającymi w pył na ścieżkach kroplami potu
Marilyn Monroe liczyła łzy
nad trzecia szklanką whisky
opuchnięta rozczochrana i brzydka
Maria Albacin tańczyła bez muzyki
flamenco i farruca
Jezus cicho kwilił pod krzyżem
w ogóle ludzi było pełno
w większości skulonych i cichych
jakaś Żydówka z błyszczącymi oczami
prawie niesłyszalnie śpiewała w umarłym języku
hija mia querida
note echas a la perdicion
Churchill tylko nago biegał
w nawrocie schizofrenii
i mówił szeptem och

Patrzyłem więc w tę noc ciemną
widziałem wszystko
nawet kiedy słońce zapłonęło
jak kępa suchej trawy
na horyzoncie
a potem zrobił się dzień
i wszystko stało się inne

Marilyn znów była najpiękniejsza
Jezus na krzyż przydrożny wrócił
Maria Albacin nuciła przy śniadaniu
Żydówka ubierała i czesała dzieci
a Churchill był największy i najświetniejszy
Ludzie rozpędzali się na oślep przed siebie
żonglując laptopami i komórkami w biegu
a ja poszedłem klucząc zawile w słońcu
między bliznami po stygmatach cieni
ku innej nocy





Hieronim Korcz




   Hieronim Korcz uznał, że używając wczoraj zwrotu „dzień dobry” popełnił semantyczne nadużycie. Postanowił dziś ten zwrot przemilczeć by ktoś nie pomyślał, że sobie żartuje. Albo, że przeklina.


środa, 23 czerwca 2010

wiersz o oknie





Dziewczyna z zadartym noskiem
w oknie na parterze oparta o miasto
Dziewczyna o ładnej twarzy
w czerwonej bluzce i muzyce do tańca w oknie
Sobotnie południe róg Śmiałego i Pułaskiego
dzień staje sie ładny słoneczny przejrzysty
Kolarze gęsto ogłuszeni 
w swoich rozgrzanych zakurzonych karoseriach
cierpliwi na szynach fragmentów podróży
Chodziarze niespiesznie drepczący w tę i z powrotem
niosą plastikowe torby pełne kartofli i piwa
albo ręce w kieszeniach
Ich oczy mieszkają w domach
w sobotnich wieczorach z tv i spoconymi ramionami żony

Dziewczyna o ładnych ustach
oparta w oknie o ulicę i chodnik
jak o spacer księżycowy
Dziewczyna w oknie ma matowe szare oczy
w nich mija obojętnie czas
albo obojętnie się cofa
roni chwile opadające suchymi kroplami
z cichym szelestem pod nogi i koła

Wysoka wieża bez drzwi okien i bram
na jej szczycie wiatr targa chorągwie łopotem
W środku dziewczyna z zadartym noskiem
oparta o ścianę słucha muzyki do tańca
zasypana skrzydełkami chwil
powyrywanymi skrzętnie z czasu
z pełną precyzji starannością
przemijającej przyszłości




Hieronim Korcz





   Dzisiejszego ranka Hieronima Korcza obudziła natrętna myśl, że czeka go znowu dzień. Usiadł, obejrzał gołe stopy, przymknął oczy i pozwolił myśli zawładnąć sobą ponownie. Natychmiast cały zwilgotniał.


wtorek, 22 czerwca 2010

wiersz o świcie







Przechodziłem przez bramę koło domu
światło i mrok ułożone w drogowskaz
kilka kroków do chłodu kilka chwil
i rozdzielę noc ścianą drzwi na części jak ciało człowieka


W kieszeniach spodni i marynarki w butach
lepka krew i gorący odór trzewi
W łazience parujące miotane skurczami serce
Kładę się spać nie umyty kleisty
sen niczym strzęp Leonidasa wbija się paznokciami
w rany nocy nie ma dla mnie nawet chwili


Wstaję cały w smrodzie i ochłapach wnętrzności
wychodzę na miasto mruczące jak senna dziewczyna
idę przez Jasne Błonia a potem Jagiellońską
zbieram puste butelki po piwie i niedopałki
Będę miał rano na chleb


Noc zraniona przeze mnie wybacza mi
jakby nic nie zaszło
Dzień wstaje pokrwawiony
natychmiast rozjechany przez słońce tramwaje i orły na niebie
Sprzedam butelki kupię chleb i kostkę smalcu
mam w domu cebulę będzie dobrze




poniedziałek, 21 czerwca 2010

Hieronim Korcz




   Od jakiegoś czasu Hieronim Korcz poszukiwał swojego punktu widzenia. Czuł, że może to być punkt na krześle obok szafy albo na kanapie, oba te miejsca budziły zaufanie. Hieronim Korcz był bardzo bliski decyzji w kwestii punktu.


Hieronim Korcz





   Hieronim Korcz uznał, że z uwagi na Mistrzostwa Świata należało obejrzeć w telewizorze mecz footballowy, bo oglądają wszyscy. Hieronim Korcz w zasadzie lubił koszykówkę i tenis. 
Wypijając przyniesione z lodówki piwo stwierdził, że jak na Mistrzostwa Świata poziom jest wyjątkowo nikczemny, obaj bramkarze grali zdecydowanie zbyt mało ofensywnie. Hieronim Korcz z ulga zmienił kanał na CNBC.


niedziela, 20 czerwca 2010

wiersz na łące







Miękką niebieskokwietną chabrami łąką
czerwonokwietną od maków
w zielonych trawach zanurzoną
lasem drzew lasem gwiazd i zarośli
łąką płonącą światłem o zachodzie słońca
jak ciepłem ciała
ciepłem ogrodu nocą gorącą
łąką po widnokrąg mądrą
snem głębokim i koszmarem
okiem złym jak drzazga
i dobrym jak powolne warzenie rumianków
zdradą i wiernością męstwem gorzkim niczym piołun
i lękiem gryzącym jak dym

Łąką która jest drogą i celem
i czasem który jest oszustwem aż słodkim
czasem który jest w nas
cieniem od gasnącej lampy
oto tym
toczy się punkt toczy się sens lub brak sensu 
zawsze jednak trafny
jak trafny strzał do ruchomego celu

Na tej łące my
pobrzmiewając kontrapunktem
trochę niedośpiewani śpiewacy
ja i ty która przez nią szepcesz 
weź mnie weź mnie białą
weź właśnie mnie
na dzień na noc na sen

Hieronim Korcz



   Hieronim Korcz pełen otwartości i empatii, ze szczerą nadzieją wpatrywał się w faceta w lustrze zadając mu poważnym tonem pytanie – czy mogę dziś na tobie polegać? Facet z lustra patrzył na niego skupiony i milczał. 
Następnie Hieronim Korcz jak zawsze pozostawiony sam sobie, desperacko udał się do sypialni.



sobota, 19 czerwca 2010

Hieronim Korcz




   Idąc do piekarni Hieronim Korcz jak zawsze przystanął przed sklepem z damską konfekcją. Długo wpatrywał się w oczy manekinom. Nie potrafił sprecyzować swoich oczekiwań ale niezmiennie był pełen nadziei.


wiersz utęskniony






Wciąż ją spotykam anioła z szarości
idzie z naprzeciwka albo przede mną
anioł którego nie znam
Chwile powracające z niespotykana siłą natarczywe
dniami i nocami
bez kształtu i doniosłości umierające


Spotykam ją rankiem i o zmroku
Chwile szczodrze natychmiast niknące
Ona sfruwa z nieba jak szary ptak ze szklanymi oczami
i zaraz odfruwa z powrotem
być może tam mieszka w tym niebie
szare ptaki to też anioły szklanookie


Kiedy pada deszcz chowa skrzydła do kieszeni
i zamiast głowy zakłada kaptur szary
Bywa że spotykam ją nocą
w nocy anioły też są szare i mijane
znikają wśród gwiazd podmuchów
Kiedyś zapytałem - kim jesteś
odpowiedziała - przepraszam
i zaraz znikła w szarej nawie miasta
Innym razem chwyciłem ją za rękę
usunęła się gwałtownie
jakbym jej chciał odebrać skrzydła
Któregoś dnia krzyczała coś do telefonu
a jej szklane szare oczy płonęły złe
zaraz za moimi plecami odfrunęła przez wzgórza ulicy
pomyślałem anioł gniewu

Wszystkie te chwile powstające i umierające
plamy między wyraźnymi konturami
krawężników domów i ludzi
zawsze zbyt krótkie by rozpocząć życie
Anioły z szarości nie nabierają barw smaków zapachów
i głębokiej szklistości oczu chodziarzy
są tylko przepowiednią
jak obłoczki oddechu o świcie przepowiednią życia