Czarek Samuel K.

poniedziałek, 29 listopada 2010

wiersz o gwiazdach






Niegdyś się stało
nawet nie wiem kiedy
w powietrzu bez barwy
w wiatraku słońca
tak szybko obrotnym
że bez ruchu się stało wirujące
na oślep

Więc nabrałem do woreczka
trochę ziemi
żeby mi stopy wrosły w nią
w powietrze bez barwy
ale zbrakło mi drogi
po tej garści ziemi

Kiedyś w oczach pewnej kobiety
spotkałem gwiazdy w jej niebie
migotały uroczo
złudnie
potem nauczyłem się
że prawdziwy płomień skrywa tak
przed wiatrem który zazwyczaj
sieje niepogodę

Teraz skrzydła chcę się chwycić
z rąk nie puścić
imać się tylko wrastania
i lotu z nią przez nasze istnienia
ciągle trochę osobne

Nie dać się zwieść
obrotom rzeczy
łapczywym zachłannym
nieuważnym




niedziela, 28 listopada 2010

wiersz o nadziei









Wszystkie zegary świata są sfałszowane
jak więc mam nakręcić
swój zegar odwagi
by odróżniał czas ode mnie

Dzień i noc są bez miary
morza za morzami
klucz roztopił mi się w dłoni
ten do nakręcania
trzeba więc fałsz uczciwie sfałszować
a nawet ponad miarę

Jestem na wietrze
jakby promień z czerni
złamany chłodem szkła
chłodem okien i witraży
chłodem klepsydry
kawałek żelaza w legendzie rdzy
toczony ze wzgórza
w cień doliny
zawiany śladem łez
po brzeg wypełniony oczekiwaniem
przeszłego jutra

Po wszystkie czasy
przeniknie udziwniony świat
moja zwyczajność
broń przed sobą
i przed fałszem przenicowanym na wszystkie strony
fałszywego czasu
więc niech cholera weźmie
i niech piorun strzeli
i niech nas Bóg zwykłości strzeże
Bóg od zwyczajnych poruczeń
ten nieobecny

Mnie przed oszalałym biczem z piasku
niech strzeże
bo we mnie ziarna piasku
te do chodzenia
i czerń w porywach wiatru
jeszcze promienieją
na moim prawdziwie bezkresnym niebie






 



piątek, 26 listopada 2010

Hieronim Korcz




   Hieronim Korcz nie stawał na wysokości zadania. Leżał, czasami siedział bo leżenie go wkurwiało. Dopadła go grypa zanim zdążył dopaść ją, obiła i sponiewierała.
   Hieronim Korcz miał zasadnicze uwagi do poczynań Stwórcy. Oto obarcza kłopotami, problemami, koniecznością podejmowania decyzji, w ogóle życiem, a w zwanym międzyczasie wali grypą w łeb jakby nigdy nic, na odlew. To nie jest uczciwe ani sprawiedliwe. Bo nie ma jak oddać.
   Hieronim Korcz poczłapał do półek z książkami i wziął „Inwazję jaszczurów” Karela Čapka. Jego zagrypiony mózg nie przyswajał niczego sensownego.
   Wcześniej zaszedł do łazienki i ten typ w lustrze przypominał właśnie jaszczura. Powiedzmy salamandrę.


 

czwartek, 25 listopada 2010

modlitwa







Panie mój
nieobecni mogą już odejść
idą więc brzegiem rzeki
omijając mosty brody i miasta
rojne od ludzi
bo teraz oddzieleni z chaosu
równi wobec prawdy
jednako jak i kłamstwa
rozumieją że wszystkie ich zaklęcia i modlitwy
nie były fałszywe a zbędne
i mogą iść przed siebie
wreszcie w bezszelestnym spokoju
właściwym opuszczonym wygnanym
i samotnym

Panie mój
moje oczy obrócone są w popiół
nie słyszę wiatru ani w nim ptaka
tylko oddechy za moimi plecami
przede mną i obok mnie
niespokojne
a moje stopy wrosły w ziemię
moje serce jest nieruchome
i chociaż słowem podpaliłem mój dom
moje oczy nie widza pożaru
nawet
odbitego w ptasich skrzydłach
w twoich skrzydłach
w skrzydłach twych aniołów 
Panie

Panie mój 
który dotykasz mnie palcami
jak ślepiec
kiedy czyta a nie widzi
zdejm ze mnie swoją rękę
i pozostaw mnie sobie
odwróć ode mnie twarz
która czyta a nie widzi
pozwól mi przejść
pomiędzy tymi obok mnie 
tymi przede mną i tymi za mną
niech opadną ze mnie
ich ludne spojrzenia
jak płaszcz
a wtedy pobiegnę w płomień w popiół w dym
nagi z wielkim krzykiem
i wtedy opuść mnie 
Panie






wtorek, 23 listopada 2010

Hieronim Korcz




   Hieronim Korcz zszedł do piwnicy. W zasadzie po to tylko żeby zajrzeć, dawno tam nie był, nawet nie pamiętał kiedy, chyba wynosząc starą lampę jakiś rok temu. Zszedłszy natknął się na małe czarne bobki. Przyjrzał się dokładnie, na kolanach z latarka w ręku. Następnie wrócił na górę i zagłębił się w internecie celem identyfikacji owych. Po pewnym czasie nie miał już wątpliwości, był pewien. W piwnicy mieszkał szczur.
   Oburzony Hieronim Korcz wziął na ręce kota i zaniósł do skażonej piwnicy. Kot jednak nie wykazał kociego instynktu. Fuknął, zamarł, najeżył ogon i nieoczekiwanie chyżo, jak nigdy, wrócił do pokoju na kanapę. Hieronim Korcz machnął ręką na kota obiecując mu ścisły post. Postanowił wziąć sprawy w swoje ręce, wydać szczurowi wojnę.
   Bezwiednie pomyślał o obrońcach zwierząt, wszelkiego robactwa, ekologistach i innych tego rodzaju wariatach. Ostatnio widział takich w tv przykutych do czegoś i z najwyższą troską o swoja furtkę zamyślił działać rozważnie. Założył więc beret, rękawiczki, ciemne okulary, postawił kołnierz i dyskretnie udał się do sklepu po truciznę.
   Potem rozłożył ją w strategicznych miejscach w piwnicy. Pomyślał – Szczur szczurowi nierówny – i podwoił dawki.
   Następnie nie zdejmując beretu ani ciemnych okularów zamknął piwnicę na klucz, sprawdził zamki w drzwiach, rolety w oknach, pogasił wszystkie światła i udał się do sypialni. Założył słuchawki, włączył relaksująca muzykę i zdecydował być teoretycznie nieobecny i niewidoczny, trwając na pozycji do rana.
- Wojna to wojna, lepiej się ukryć. - Wymruczał.


 

poniedziałek, 22 listopada 2010

wiersz o własnym kącie







Najtrudniej kiedy słabość
z mocą się pochwycą
tak jak miłość
kiedy wgryzie się w nienawiść 
do kości
wtedy ze skórą
odwróconą na druga stronę
jestem ciasno zwinięty
we własnym kącie sodomy
i zgadzam się nawet na to
żeby jesień nie miała końca

Przez twoje oczy przebiegam
jak przywidzenie
odrzucam cię od siebie
i gestem ostatnim
łapię w locie
jak wiatr wtopiony w słońce
w przęsło horyzontu
najlżej mi gdy miłością
zabijam siebie






sobota, 20 listopada 2010

Hieronim Korcz




   Hieronim Korcz zazwyczaj nie bywał głodny, choć zdarzało mu się. W szczególności wówczas kiedy nie miał w domu nic do jedzenia. I taka sytuacja właśnie miała miejsce.
   Po rozważeniu wszystkich za i przeciw, po starannej analizie faktów Hieronim Korcz doszedł do przekonania, że dopuszczalne jest zjeść na kolację jajecznicę, nawet bez bekonu, udał się więc do kuchni.
   Okazało się, że w lodówce jest tylko ketchup, łagodny i pusty kartonik po jajach.
Hieronim Korcz pogłaskał czule ketchup, a kartonika nie. Wziął głęboki oddech, wypił kieliszek wina, po namyśle jeszcze jeden i poczłapał smętnie do sypialni, myśląc coraz intensywniej o tym, jak w gruncie rzeczy bardzo lubi jajecznicę i jaja na miękko.
   W chwili, kiedy zaświtała mu w głowie myśl by wrócić i starannie przeszukać lodówkę i w ogóle kuchnię jeszcze raz, doszedł do przekonania, że z głodu przestaje myśleć racjonalnie. Wrócił więc do kuchni zaparzyć sobie melisę.

   Smacznego.


 

piątek, 19 listopada 2010

wiersz o podziałach i o wolności






Zastanowiła mnie pewna cyfra
najbliższy mi gest
wszelkiego podziału
przywodzi radość bezmiernych możliwości
obmyślam więc oto
pierwszy wariant

Kolory
nawet wiem ile ich użyć
jednoczę niebo i wodę
dodaję powietrza
ono barwę daje
nie wiem dlaczego
zieleń której jest najwięcej
rozpatruję w moich planach
ostatnią

Dominuje karmazyn
dama nieustających kaprysów i wahań
przez chwilę przyglądam się
swojej próżności
refleksja nad jej istotą
przwołuje czerń niebywałą zawrotną
poza tym
koło trójkąt kwadrat i wielobok
podstawową symbolikę
nie tylko moich dziejów
za resztą znaczeń tych figur
opowiadam się już tylko nadrealnie
być może nierealnie

Klee i Kandinsky'emu zawdzięczam
uwolnienie się
od natarczywej geometrii
czasem jednak
dopiero jej pełne zamknięcie
daje mi poczucie wolności







środa, 17 listopada 2010

Hieronim Korcz




   Hieronim Korcz zrobił sobie do porannej kawy kanapkę, w zasadzie z przyzwyczajenia bo głodny chyba nie był. Z kurczakiem ogórkiem, sosem majonezowym i sałatą. Po czym zasiadł przy stole w kuchni z gazetą w ręce, a z kanapką w drugiej.
   W jakiejś chwili zauważył, że dmucha na kanapkę, a kawa jest nieco za gorąca. - No tak – pomyślał – Dmucham na zimne. Zaraz jednak zniesmaczyła go myśl, że to dmuchanie jest bardzo dziecinne. Odłożył kanapkę na talerzyk, przykrył i sięgnął po batonik przyglądając mu się zrazu nieufnie.
   Hieronim Korcz wrócił do lektury gazety, czytał już jednak uważniej.


 

poniedziałek, 15 listopada 2010

jeszcze jeden wiersz





Przecież nawet nie wiem
jak obierasz cebulę
to znaczy jak zaczynasz
od góry czy od dołu

I nie wiem
jak ją potem tniesz na połowy
wzdłuż czy w poprzek
zanim pokroisz w plasterki

Jakże nie wiedząc tego
mam iść po dachach przez miasto
do ciebie
przez te kłębki jak z waty
nocy


wiersz o tańcu





Kiedy już w swoim oddechu
na tym wzgórzu z twojego powietrza
zbudowaną wieżę spaliłeś
i na obróconej w perzynę
zatańczyłeś horyzont rękami

Najdalsze widnokręgi
między wydeptanymi pułapkami wśród bezkresów
a śladami mrówek w butwiejącej trawie
nad nimi jakby nad zwieńczeniem
sadza kołuje
wzbija się skrzydłami w ciemne środki nocy
skąd ziemia
jako schodzone bezdroże
i ty na niej bezgłośnie potykający się
o własne ciało
jakby już ciemny płomień powietrza
płuca ci spalił

Poza tym zawsze
dręczyły cię jakieś pokrętne związki
mimośrodu z drogowskazami
jeszcze nie wszystko wliczyłeś
w wymyślone gaśnięcie
śladów po stopach

Bez tajemnicy pozostają tylko
uważne ognie
na końcach twoich dziesięciu palców

Zatańczyłeś horyzont rękami
taki pochylony trudem snów ideogram
zamiast łąki
z której wysoko buchały dmuchawce
w wiatry i wieże
aż po oddech










czwartek, 11 listopada 2010

wiersz do ciebie




Rozważ przyjacielu
bardzo proszę
zanim utracisz co ważne
jak pan Obama albo jak pan Putin
co wieloryby łowi jak gdyby bawić się nimi umiał
niczym ludźmi

Rozważ
jeżeli utracisz moje zaufanie
ubędzie sprawiedliwy
i to będę ja albo ty




 

wtorek, 9 listopada 2010

wiersz o tobie i o mnie







Oto jesteś
zwyczajna kobieta
która nie poddała się nigdy
bo poddaństwo
jest tobie obce

Oto jestem
który nie poddałem się nigdy
choć moje ręce
zabijają
skutecznie

Nigdy
ani ty ani ja
nie poszliśmy przed siebie
tą ścieżka o której marzymy
przez te nasze łąki
i nasze powietrza

Błądzimy
jak słońca po niebie
i jak księżyce

Mówisz, że nikt nie pisał tobie wierszy
jak to nikt
skoro piszę

Uwierz
nawet nam uda się być
szczęśliwymi







poniedziałek, 8 listopada 2010

może jeszcze wiersz






Czy to jest możliwe
zwabiła cię myśl
ostatecznego poznania
z którą jesteś
jak kamień w smudze powietrza

Czy szukałeś jej dotknięcia
zamkniętego w kamieniu w skale
potocznego we wszystkich znaczeniach
biegnącego przez barwy w pleśnie
i tego
które się w tobie jeszcze nie wzniosło
próbujesz pojąć coś
z twojego istnienia
tego co sam nie obejmujesz
a nikt mu nie zaprzeczy

Czy już otrzymałeś
dar zmowy pamięci i oka
i twojej krwi
która ci każe widzieć
Przecież nie dobierałeś się
w popłochu nieczytelny
do swojej Anny
przecież zatrzaśniętymi pięściami
biłeś
aż pękło powietrze
na drzewach

Przecież możesz jeszcze
skrzydła rozwinąć
przestrzennie sztuczne
użyć bursztynu albo piasku
jakiś przedświt
liryczny motyw słowami
może z Iliady
albo las wymyślisz

Możesz jeszcze
przekroczyć granicę
w jakimkolwiek miejscu
nikt nie zobaczy
nie dojrzy
że jesteś jak kamień
płonący w powietrzu




piątek, 5 listopada 2010

Hieronim Korcz



   Hieronima Korcza ogarnęły wspomnienia lata, szczególnie te o pylących trawach sycących powietrze nasieniem. Miał taką wizję, choć miał ją przez łzy.
   Skąd ty masz to nasienie w kącikach ust i oczu? - Pytał wówczas samego siebie zatroskany promocja homoseksualizmu w szkołach radiu, tv i sklepach z zabawkami. E tam – pomyślał lekko zaczerwieniony. - Mało to lata w powietrzu?
   Hieronim Korcz czerwieniał bo myśl o puszczaniu nasienia samopas wydawała mu się szalona ale i pociągająca. Postanowił przemyśleć tą kwestię przyszłego lata. Na obrzeżach wspomnień dostrzegał, że myśli wiodą go na manowce. Zdecydował być ponad to.


 



środa, 3 listopada 2010

Jakbym na świecie zawsze był obecny








Wypowiedziane nocą pejzaże
rażą za dnia zbędnością
poprzystrajane odgłosami
przypadkowych barw chaotycznie
i tak po równinach o świcie
odpływają wizje

Cóż opowiem ze splotów tej wiedzy
unerwionej powstawaniem hipotez
a nawet ich ruchem
aby się spotkać w piątej godzinie
z opowieścią
bo niby z niej mówię
z wysokiego lotu ptaka
jeszcze nie objęty
kulistą narracją światła
mówię dalej
tam wszystko się zaczyna

Dziwię się nocom
że takie do siebie podobne
więc na oślep gwiazd sięgam

Zagrzebany w galaktyki
mierzę się z wyobraźnią
niebnie uwolnioną od śmierci
nie w znakach i literach
nie w znaczeniu pierwszym
a w zapachu pleśni
umiem na pamięć krańce
to z nimi popadam w zażyłość
jakbym na świecie zawsze
był obecny

Ile istnień zbiło się we mnie
abym spotkał tu siebie
przez nikogo nie oczekiwany
nie zbaczając z drogi
z wyznaczonej trajektorii
bym nie znikł
dla samego Boga
w czasie przetaczania
duszy w obłok

W tamtym śnie
połączyłem ze snem co przyszłe
jeszcze przebiegłem przez sad
w długiej frazie wiatru
bladoróżowy
i przez winnicę
bardzo zieloną
z tamtej czarnej ziemi po której biegłem
przez sad i winnicę
był biały chleb
z jego porannym smakiem
w ustach

Lecz powietrze zamiast łagodnieć
jakby stało się elektrycznością
czułem je na skórze
dlatego zrównałem się z próżnią
w której szukam
dobrego miejsca na zasiew
mojej
imiennej energii

Im przyszłość którą przygarniam
jest ciemniejsza i bardziej krwawa
jak struktura 
geologia ziemi
tym mocniej wbijam ręce w kamień
i tym harmonijniej rozsypuje się on
w dawną muzykę piasków

Zatem jeśli spojrzysz
w lśniącą od słońca trawę
ogarnięty wolą poznania
to z wysokiej przyszłości patrzysz

Nie ma znaczenia
że nad nami spopieleje łąka
i zwęgli się raj
choćby dzisiejszego wiersza
zostanie tylko śladem chwili przejrzystym
nie ostatecznym kręgiem wody
uderzającym o jakiś brzeg