Czarek Samuel K.

poniedziałek, 28 listopada 2011

wiersz o mechanicznym Kainie









Teraz całe połacie nieba walą się
szybciej w dół
niż dawniej szwoleżer z konia
szybciej od opuszczania powiek

A zaczęło się tak niewinnie
od karczowania drzew
od pierwszej sarny
wdeptanej bezmyślnie w cywilizację

Współczesne pociski są nieomylne
wszechmocny kaliber i nie ma
niezłomnych
ani rozumnych szałem
w błysku salw człowiek przepada
zagubiony bardziej niż dobry uczynek

A jego dusza
coraz dalej od wiarołomcy w chmurach
niknie
wystrzelona w oko opatrzności
ręką która bezradnie naciska przycisk
przydzielony jej 






sobota, 26 listopada 2011

wiersz o garści piachu









Jak piachu garść
dłoń kryje -
Może nie znajdziesz mnie
w tej kałuży ziaren
Wiem - świat we wzory 
czeka
i ty w jego progu wołasz
gęstą siecią ust

Wiem – oswajanie domu
wiem – zamykanie drzwi
wiem – otwieranie nocy
i wiem -
Jak garść piachu w oczy
Jak piachu garść







czwartek, 24 listopada 2011

wiersz o astrach









Uciekać – dokąd
to odchodzi lato w przestrzeń
i w ziemię
omija nas

Bledniemy
nieba pożółkli zdobywcy
nasze oczy płowieją
jak jesienny dym

Czuję -
cisza przechodzi obok -
to tylko astrów ustawiasz dzban






wtorek, 22 listopada 2011

wiersz o tropieniu podmiotu






Przez dotknięcia suchych traw
wyznaczyłeś pierwszą kępkę podobieństwa
do puszystych włosów
od kępki do kępki przestrzeń na oścież
faluje linią

Każdą łodygą wspinałeś się na palce
by wyjść na człowieka
potem nawet wróble na dachach ćwierkały
o bezimiennym tłumie
twoich osobistych triumfów

Na miejsce zadawnionych waśni o los
o ciepło skóry o termin najszczęśliwszy
dorzuciłeś swoje dyplomy kontrakty
i stanowiska

Tak urabiając ciężkie piaski na godność własną
i imię znaczenia idącego po rozum do głowy -
spojrzałeś w oko horyzontu
jak na komunikat w codziennej gazecie  






sobota, 19 listopada 2011

wiersz bezdomny









Nigdy nie wychodziłem z domu
te krótkie wypady
do szkoły nad rzekę do pracy po zakupy
nie mają znaczenia
a przecież nie jestem kaleki
tylko po co
skoro tutaj jem kolację śpię wygłaszam opinie
skoro stąd podpatruję życie i innych ludzi

Tak było i tak będzie -
wyrzucony z pieleszy zginę zapewne
pod jakimś drzewem albo progiem
przejdę obok wielu ludzi
którzy chcieliby mi pomóc
być może zdążę list wysłać
ale nie będę w nim o nic pytał
o nic nie będę prosił
tylko zaklnę
bo przekleństwem umiem się dzielić






poniedziałek, 14 listopada 2011

wiersz o zwątpieniu drugi








Przenoszę kontur drogi
na szorstkość stóp
odchodzę
w nadbiegającą perspektywę światła
w zaciszu rąk
trzymam osowiałego Boga

Światło kruszeje i wiatr zatrzymany
cisza nabrzmiewa grząska
podchodzisz nagle
uderzasz w pnie drzew -
przecież rosną

Bezsilny w tym swoim świecie
sam pragniesz stanąć -
jak w modlitwie 
przed słowem a nie przed pieśnią
przed bogiem – nie przed tłumem
przecież wierzysz

Czasem Twoje opowieści pękają
pękają dłonie
gdybyś przyszedł później
usłyszałbyś wysoki płacz
i cichy szelest łez
ale i tak wolałbyś zapisać ten swój wiersz





czwartek, 10 listopada 2011

wiersz o tulipanach





Już chciałem uwierzyć
że nie ma bólu
gdy oto ujrzałem go
w twoich oczach -
układałaś tulipany w nowym wazonie

Za dużo w tych kwiatach czerwieni
ale idziemy dalej
w każdą pogodę -
to my uderzamy
to w nas biją







środa, 9 listopada 2011

cicho tu





Chodzę wolno
cicho tu
jak w domu modlitwy
jak w synagodze
gdy odwiedzam kamienie

Teatr – grobowiec dobrego człowieka
ratusz – strzelisty grobowiec burmistrza
co sztukę lubił
synagogi – grobowce rabinów
a ten maleńki dom
to renesansowy grobowiec dziwki
którą burmistrz zadusił
w miłosnym szale

Śpi miasto
kroki dudnią
sprzątacz mróz kurtką odgania
Colleoni – konia oddaj
ech – w cwał







piątek, 4 listopada 2011

wiersz o przechodzących





Jest tu czaszka
sentencjonalna i wieloznaczna
jakiś Hamlet z niej uchodzi
jakaś nieboszczka dobijana na kilku frontach i wojnach
dosięgło ją istnienie aż po czasy przeszłe

Oto ułamany grot który wchodził w ciało jak w masło
piał w wykruszonych zębach
ciął horyzont spłoszonym koniem
oto zardzewiała zbroja
która straszy jak pusty katafalk
podchodzą do niej chłopcy
z głowami nie nawykłymi jeszcze do hełmów

Ci chłopcy także
kilka wieków męskich decyzji przejdą
być może wkrótce gwałtownym skrótem
potem przyjdą znów inni
i zaczną wyrywać drzewka z nieznanych czaszek drzewka 
na drzewce sztandarów i transparentów

Zejdź do środka zmarszczki
a dojdziesz do środka ziemi
do galopu zwierząt których już nie ma
i do obrotu planet
które galop ten przemieszczały i zamieniały
na wykrzykniki zwycięstw niezachowanych
nie zachowanych










wtorek, 1 listopada 2011

wiersz o dymiących śladach




Czymże była masa praojca jaszczura
na dymiących bagnach
tak samo uczył się raczkować
grzązł w miłości nie odkupionej
i życia nie zdążył wychłeptać do dna

Aż trudno uwierzyć
zamiast bagien -
wilgoć wydobywana do góry w kranach
zamiast mułu na odległym brzegu -
muł sprzętów kupowanych na raty
więc uczony prawnuk w centrum cywilizacji
pierwszej połowy dwudziestego pierwszego wieku
myśli – czym różni się jaskinia od czterech ścian
a okrzyk miłości od rocznicy garści kurzu
każdy miocen jest jego i garść poszlak
każda wanna morza
i zamrożony lodowiec czystości

I czy 
owłosienie foteli nie jest atawistyczne