Czarek Samuel K.

wtorek, 12 lutego 2013

Z okazji nadchodzących (...coś tam)



Między piątą a szóstą konferencją nie spisanych myśli
wśród piasków które nie są żadnym wejściem ani tym bardziej wyjściem
w jakiekolwiek bądź wolne miejsce Brak ubytek czy wyrwę
następnym a poprzednim chlebem którego wczoraj wierszem śliniłem
rokiem 1960 a nie otwartym do tej pory zalewem
wódki ochotą do pisania a innym lukratywnym biznesem
w rozmowie ze 116, 117, 118 napotkanym nudnie szczerym człowiekiem

Tak w równym moim oddechu jak w przyspieszonym tętnie
u stóp katedry ascetycznych finansów czy w prywatnym metrze
między przerwą w dopływie sensu a postulowanym bezsensem –
wierną posługę pełni na każde skinienie
podręczny kubek zimnej wody
na męską decyzję gotowy chłopięcy scyzoryk

środa, 6 lutego 2013

Parę zdań (wspomnienie z wpatrywania się w oliwkową ścianę z niedużym portretem kobiety)



Matka nie jest ulicą którą obchodzisz miasto
ani betonową płytą skąd bezszelestnie wystartuje twój samolot
– ben gurionem niepodległego państwa
Chociaż nad nią tlen tak czysty: nie ulega żadnym wiatrom
korozji laurkowych opowieści o życzeniach
Może latarnikiem w urodzajnym sadzie albo
kontrolerem ciśnień jest w stacji pomp miejskich wodociągów Lecz czasem
wymyśl że odpowiada jednej z widzialnych gwiazd
której promieniowaniem nie jesteś





piątek, 1 lutego 2013

Opowieść eschatologiczna



Wadzę się z Prawdą siedząc w drzwiach na progu
pękają drogi w domu rośnie trawa
kto grób ominie też nie będzie żywy
– oszukam bejt olam – gadatliwy piecuch

Nie trzeba było filetować winy:
ostre odkładać na sam rąbek żalu
miękkie obnosić – ten głód jednolity
jak śpiew kantora ryby wyławianie

Sieci są gęste nawet popiół śmierci
już łowią ze mnie Jak głos manekina
niosą do witryn – ciężka to przestroga

dla ust barwionych – iskrzą się płomienie
palą się moje znaki słów zasiewy
gdy Prawda bliżej – niż ja swego ciała