Przychodzisz już spokojna
i mówisz - patrz dzień się skończył
idę już baw się dobrze
masz na to całe życie
Jutro wykreślisz wszystkie słowa
z listów pisanych do mnie
i napiszesz całkiem inne
sama do siebie
A ja nieharmonijnie w panice i brzydko
przeliczę ziarna mroku
sypiąc je w środek nocy
Dam szelest ptasim skrzydłom
do gniazd ich powrotów
by cicho było płonąć ogniom
i w płomień wiać wiatrowi
Wtedy pójdę po omacku
zmiotę pod rozdeptaną wycieraczkę Boga
żywe jeszcze truchło uczucia
i z zanadrza kieszeni wyrzucę okruszki nadziei
że nigdzie już stamtąd nie wrócę
Gdy początek stanie się
kiedyś obiecanym końcem
opowiem sobie bajkę o czymś albo inną
pozamieniam światła na szybach
w tęczę czerni i ból fioletów
kryształowo czysty
Może jeszcze opowiem sobie
o tym jaka cisza jest w domu
w którym nie mieszkają drzwi
a tylko ślady po nich lepkie i słone
jak świeża krew z przeciętych tętnic losu
Jakiś kos o świcie tak głośno krzyczy w parku
nie daje mi spać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz