Nauczyłem się wybaczenia
jak modlitw porannych
przy gorącej gorzkiej kawie
Odmieniłem je przez wszystkie przypadki umęczenia i bólu
Nie jest mi łatwo konstruować pozory godności
nie jest mi lżej pamiętać
Przez stromizny dni
przez rzeki które wybaczą
trwam w niekończącej się drodze
Szukam struny rozpiętej od mej duszy
od męstwa czasu po jego wytrzymałość
i po omacku jak ślepiec szukam topora
by ją przeciąć unicestwić zniszczyć
Tyle rzek wezbranych szorstką twardą wodą
przetoczyło swoje koła przeze mnie
Uczepiony brzegu rozjechany ich nurtami
jestem jak ziarno piasku na plaży
Tyle mórz i jezior zastyga
kiedy do nich wkładam ręce
by rzekę unieść do oczu
jak linę kata napiętą jak strunę napiętą
Odgłos miasta za oknem
skowyczący rytm autostrady
nieistotność uczepiona kubka kawy
jak wszelkiego sensu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz