lśniąca błyszcząca wielka ryba
z nieruchomym rybim okiem
wpatrzonym w coś poza mną
Nie powinienem się odwracać
bo kto wie gdzie jest Sodoma a gdzie nie
Za mną jak zwykle dzieciaki palą zielsko
inni głośno piją piwo
jakiś kolarz siedzi połyskliwie w karoserii
przed garażem i słucha hip hopu
dziewczyna prowadzi psa na smyczy kundelka
Po lewej stronie kobieta wiesza pranie na sznurze
rozciągniętym miedzy żeliwnym ogrodzeniem a murem
Ktoś idzie nie wiadomo dokąd i skąd
Ryba miasta nie szamoce się
nie chwyta pyskiem nadmiernie przestrzeni i powietrza
Mam tylko niejasne przeczucie
że nie potrafię uchwycić wzrokiem jej ruchu który trwa
i jakby zastyga celowo na ułamek chwili zanim spojrzę
jakby to była gra
taka gra bez reguł zasad bez sędziów
bez publiczności i bez zawodników
Zatrzymuję przechodzącego chodziarza
pytam dlaczego nasze miasto jest w okłamanym
jakimś pozornym bezruchu
Popatrzył na mnie zdziwiony
nie wiesz - jesteś w środku
patrzysz na ten ruch od wewnątrz
tylko rybie oko patrzy na ciebie z zewnątrz
a zatem - pytam go czyżbym był Jonaszem
odpowiada - ja też jestem Jonaszem
wszyscy jesteśmy Jonaszami
Za trzy dni ryba wyrzuci nas na brzeg
ta historia dzieje się jak zwykle
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz