Tyle mroku było w twoich oczach tyle ciemności
wzięłaś sobie z nieba księżyc
i porobiłaś nim otworki w nieprzeniknionym
ścięłaś włosy i wybrałaś się w daleką podróż
wtedy zobaczyłaś siebie skaczącą po dachach i drzewach
w zwiewnej sukience
roześmianą dziewczynę z rosy wiatru i mgły
wplatającą w warkocze śmiech i miłość
ale w twoich oczach nadal mieszkała noc
i zakwitały miękkie czarne kwiaty
Nie chciałaś okrywać codzienności snami o przyszłym dniu
nauczyłaś się kochać
pomiędzy oddechami i uderzeniami serca
pragnąć kiedy miałaś czas na spełnianie
chodzić do łóżka z mężczyzną
kiedy obojgu wam udawało się przez chwilę nie marzyć
a twoje oczy błyszczały radością
bo przecież nawet patrząc za siebie nie płakałaś
Nauczyłaś się naprawiać zepsute godziny
by ich starczało na tak zwaną szczęśliwość
a te nie nadające się do naprawy wyrzucałaś
jak martwe liście z martwych drzew
godziny i dni
zastępując je nowymi kupowanymi od losu za pieniądze
zarobione ciężką i odpowiedzialną pracą
bo chciałaś mieć zawsze czas w szczelinach między porażkami
na zaczynanie wszystkiego od nowa
Aż w twoich oczach wypolerowanych jak kryształ
rozbłysły czarne nieruchome źrenice
To prawda o każdej z nas Sam. O każdej samotnej, a raczej osamotnionej kobiecie.Trafnie to ująłeś. Mówią, że człowiek jest najbardziej samotny będąc pośród ludzi. Święte słowa. Piękny wiersz. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń