Hieronim Korcz płukał w durszlaku
truskawki, błyszczały aromatyczne, słoneczne. Potem obrał je z
ogonków i wyłożył na talerzyk. Mruczał sobie przy tym różne
apetyczne melodyjki, jak zawsze kiedy był zaskakująco zadowolony z
czegoś, albo z siebie.
Nieoczekiwanie zatrzymała go
myśl, że jest bardzo mądrym człowiekiem, bo nie kupił od żadnej
podejrzanej firmy złota. Co prawda nie miał takich pomysłów, ale
mógł mieć. Gdyby kupił zaraz chciałby mieć kilogram, a może
sto. Zastawiłby dom i ten w Tel Avivie też, polisę na życie,
motor, samochód, puste akwarium i kota z obróżka na pchły. W
efekcie poszedłby z torbami na psy, albo pod most i stracił
najwierniejszego przyjaciela – kota Kicię. Tak, odczuwał błogie spełnienie swojej gorączki złota w postaci sygnetu i Tarczy Dawida na
łańcuszku.
I wtedy własnie, kiedy ozdabiał truskawki
śmietanką twarz rozciągnął mu krzywy grymas, bo pomyślał, że
zamiast 20 dag owoców na talerzyku mógłby mieć całe pole. A
nawet dwa pola. Co tam, plantację kaszëbskô malëny z opcją
kontraktu na eksport do Rosji, albo na Zanzibar.
Hieronim Korcz westchnął: –
Ech. Posypał truskawki odrobiną cukru, choć był cukrzykiem i
powziął dramatyczną decyzję, że musi kiedy spokojnie przeanalizować i rozważyć swoją
skłonność i podatność podejmowania ryzyka. Pomruczał w zadumie
„If I were rich man...” po czym łypiąc podejrzliwie na
truskawki zaczął je wcinać po chamsku i z lubością oblizując
łyżeczkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz