Pewnego majowego
poranka
Arthur Schopenhauer i blady chłopiec w okularach
idąc alejami
kolekcjonują obojętnie
fasady
hipermarketów
z których
spoglądają im w twarze
oczy zmęczonych
manekinów
ale tuż przed
skrzyżowaniem blady chłopiec
nie wytrzymuje
wyrywa z piersi
ciężką grudę serca
wybija szybę i
już za chwilę zrozpaczony
gryzie wystającą
kość policzkową martwego brata
w modelowym
garniturze gorączki
– to tylko
przejściowy kryzys – szepce Arthur Schopenhauer
i bezwiednie
przechodzi na drugą stronę
dziwnie pustej
– nagle o tej porze roku –
ulicy