W wykrzywionej
twarzy miasta
w namacalnym
policzku ulicy
w dolinie
zasiedlonej udomowionymi słowami językiem aut i tramwajów
które w zależności
od potrzeb zmieniają kolor skóry i paznokci
w trybunale
oswojonych metafor poukładanych z mięsa krwi i kości
wśród
handlujących sercami
– tych którzy
rano lub w południe zamiatają głodnymi oczami
soczyste chodniki i
wystawy sklepów
a wieczorem spalają
się w ekstazie Toski Pucciniego
wśród podających
rękę i podających dane o zużyciu konta
oraz stanie państwa
i monarchii drobnoustrojów
podczas
manifestacji wśród głosujących
lub wstrzymujących
się od głosu i od umęczonych warg
między budzącymi
się z syndromu przedmiesiączkowego kobietami
podczas polowania
na niedzielny wypoczynek w towarzystwie pierwszej hostii
i coraz nikczemniej
odwzajemnianej miłości
ponad słowami
masowego zakazu nakazu rozkazu
w przeddzień
sezonu upałów
w trakcie
negocjacji
pod koniec ratunkowej misji Johna Kerry'ego w Soczi
w trakcie
proklamowania niepodległości w ludowej republice poetów
usiłując
potwierdzić swoje istnienie spluwam krótko i zdecydowanie
aż powietrza
wstrzymują się na moment przed
zbiorowym
samobójstwem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz