Byłem na końcu świata pora wracać
tam jest tak pusto i zimno
nawet gwiazdy odwrócone są
ciemną stroną ku ziemi
i księżyce
Słoneczniki mają barwy nocy
a ptaki jak poranione chodzą na łapach
chowając śpiew między wilgotne pióra
pod skrzydła
pod skrzydła
Wśród wież obróconych w ruinę
cuchnących stęchlizną pleśnią i moczem
snuje się brudna mgła pusta jak oczy ślepca
zostawiając ślady na czerni
gęstej i lepkiej niczym mokry popiół
a porozrzucane tu i tam serca
biją o ciszę jak deszcz o blaszany parapet
Widzisz to co ja drogi bez końca
ówdzie blade senne latarnie
i ślepo zatrzaśnięte zamknięte na zamek oczy Boga
wielkie na całe niebo
Gdybym chciał zostawiłbym tutaj samotność
która jest mi trwogą
ale wtedy nie miałbym u boku nawet jej
zupełnie nikogo
Nogi znaczą zdrożenie
prawdę bólu przykutą do nich łańcuchem
który każdym krokiem jęczy
jak dzwon głoszący najważniejsze
i każdy krok mógłby być powrotem
gdyby trwał w jakiejś skończonej chwili
gdyby stanowił drogę wyśpiewaniem jej w przestrzeni
Gdziekolwiek pójdę tam moje miejsce
gdziekolwiek będę tam zawsze jestem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz