Czarek Samuel K.

środa, 25 sierpnia 2010

wiersz o pewnym rozstaniu






Kiedy wychodziłem od ciebie w tamten jesienny mokry dzień
przytulony do ciepła twoich włosów oczu i ust
i z gniazdem ptasim w miejscu serca
w kieszeniach ściskałem twoje ręce
jak kasztany czy breloczek kluczy
twoja twarz była białą w oknie latarnią
a twoje skrzydła rozchylały mgłę szyby na boki

Dalej musiałem skręcić
i niżej ku stacji kolejowej w stronę rzeki
- nie mogłem już cię widzieć
słyszałem twój szept
- idź już bo się spóźnisz
i zamykałaś pod moją skórą
tyle z siebie ile mieściło się
tyle oddechów ile w moich oddechach

Potem kiedy już kupiłem bilet
i stałem na brzegu peronu jak nad nurtem rzeki
Wypatruję zadzierając wysoko głowę
białego ptaka sfruwającego z Górnego Tarasu
dzień po dniu stoję tu w to mokre przedpołudnie
czy wiosna lato czy znów jesień
moje wyciągnięte ramiona nie mdleją nie słabną
stają się tylko wciąż mniej widoczne

Dziesiątki pociągów
odjeżdżających z drugiego peronu w twoim mieście
każdy zabiera na półgodzinną trasę do mnie
mój cień cząstka po cząstce
Stoję tam na peronie 
wciąż bardziej przezroczysty
nikt już nie podchodzi pytać o ogień albo o godzinę
w zasadzie w pochmurny dzień 
widać tylko dwa suche ślady po moich stopach 
na mokrym chodniku
a w pogodne dni strzępki zamglenia
jakby obłoczki ptasich oddechów
walczące z wiatrem

Ale jestem tam i tyle tylko
że już nie rzucam cienia






    1 komentarz:

    1. To musiał być ktoś ważny w Twoim życiu Sam, a to wyznanie ... nieocenione. Przepiękny wiersz o rozstaniu. Myślę, że w pamięci tej kobiety również masz swoje miejsce. Pozdrawiam.

      OdpowiedzUsuń