Czarek Samuel K.

sobota, 28 sierpnia 2010

wiersz o smaku świeżego chleba




piękne dni noce czarowne łapczywe oddechy gęste zachłanne
smak świeżego chleba i musującego wina w ustach
idę z rękami na twarzy po omacku zasłaniam dłońmi oczy
zdaje mi się nie widzę przeszkód o nic się nie obijam
zdaje mi się śladów krwawych nie zostawiam i ze sobą nie niosę
zdaje mi się niekończące oddalenia odliczam dniami
jak dotknięciami i jak porywami gwiezdnej zawiei odliczam jak pielgrzym
tyle w tym mojej wiary i tyle nadziei
jakby w słonecznym locie skrzydlatym motyla
nad łąką kwiatów chwilą nasyconą i trwaniem zapachów w ich eksplozji
zmagającej się z wiatrem i odorem miasta stojącego opodal
szepczę słowa myśli otwieram słowami strach i niepokój
i otwieram nurt rzeki stygnący i wołanie i obietnicę horyzontów jak zapowiedź
i w drodze jestem czy się zatrzymam przez szabatową wieczerzę
czy zatrzymam się przez Jerozolimę czy się zatrzymam
przez bijące serce kamienia który płacze
przez jego ciepłe łzy czy zatrzymam się przez wiarę i miłość
czy się zatrzymam przez nienawiść jak bicie tętna czy się zatrzymam
czy zatrzymam się na grani do lotu gotów czy pójdę dalej
dłońmi zasłaniając oczy ramionami zasłaniając na oślep czy się zatrzymam






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz