Czarek Samuel K.

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

wiersz o wędrówce i o pragnieniu




Progi moich dróg płaczą
moje drogi płaczą krzyczą oszalałe
biją zwiniętą w pięść tęsknotą
w ślady po stopach żarliwe stygnące
na ostrych jak rozdeptane zegary kamieniach
Krew jest słona nie gasi pragnienia ani lęku
nic nie gasi
ziemię tylko wyjaławia krzepnącym płomieniem
i spopiela turlające się po niej serca 

Przecież odpowie mi wreszcie
z głębi chłodu moich studni tak dawnych
stamtąd gdzie jeszcze dostrzegałem że oprócz mnie
są krople rosy na źdźbłach trawy
i wilgotny piasek na którym zostają dotknięcia palców
mówiące o samotności słupy drzew
i wszystko wszystko
stawy pełne ryb w chłodnej wodzie

Byłem tylko dzieckiem
stawiałem ze strachem jeden dwa kroki
zaraz cofałem się i wracałem zdumiony i wracałem
Tamte łąki i wąwozy granice nieprzekraczalne
ciekawość i zaślepienie w zachwycie
Objąłem rękami piękno które było jak poryw wiatru przed burzą
zachłyśniecie i wolność

Przecież odpowie mi wreszcie stamtąd i stamtąd
że w tym co było
jest zapach i smak porannej kawy 
i tego co będzie
słów tej porannej modlitwy
- jak się masz kochana tak się cieszę że jesteś

Bo wszystko ma początek nie koniec
i że nie ma końca



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz