Czarek Samuel K.

piątek, 20 sierpnia 2010

wiersz o wytrwałych poruszeniach nóg






Tego ranka w twoim mieście wszystko jest z szarości
z wilgotnej i zimnej
na pustych ulicach wiatr zabiera oddechy i ciepło
złakniony stawiennictwa

Żółte blade latarnie powtykane tu i tam jak drogowskazy 
pozbawione znaczeń i kierunków
zanurzają łby w lśniących mokrym chłodem chodnikach
Każdym krokiem bardziej cię nie ma
Poszarzałe drzewa i brudne puste domy podpierają deszcz
chmury osiadły na kroplach 
i na podmuchach wiatru
niesione drogą złożoną z odgłosu kroku który jeszcze nie wybrzmiał
odgłosu ustawienia stopy
i zamiaru ustawienia następnej

Dokądkolwiek idę oddalam się od ciebie
od ciepła które zamykasz swoją kruchością
przed nawałnicami zimna
zdartego wiatrem z rzeki i nieba
z obcości
Mówisz – idź już ja także zaraz wychodzę
dajesz mi na drogę zawiniątko uśmiechu
chowam je skrzętnie cichym skupieniem oczu
chowam je jakbym w dłoniach chronił 
światełko przed mrokiem
Dotykasz chwil i dni pocałunkiem
skrywasz nim je dla nas na jutro
na dziś i na wczoraj

Jeszcze mam pod kurtką zapach twojego ciała
i dotyk twoich palców na sercu
w kieszeniach przeniosę okruchy twojego imienia
ukryte przed napastliwym wiatrem
przed szarą i mokrą wszystkością miasta
przed uporem z jakim stawiam stopami drogę od ciebie
pośród kłębowiska oddaleń i widnokręgów
wypowiedzianych wyśpiewanych
poprzyklejanych do mokrego asfaltu ulic 
uderzeniami serca
coraz twardszymi od wyborów
dokonywanych koniecznymi wytrwałymi poruszeniami nóg

Ten poranek przeszywa mnie coraz bardziej
przenika odgłosami budzącego się miasta
coraz dalej od ciebie nazywam chwile przyszłością
tym co nieugięte
coraz szczelniej okrywa mnie zastygła zimna wilgotna tęsknota





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz