Czarek Samuel K.

sobota, 23 października 2010

wiersz o biegnącym po niebieskim zboczu






Poprzez niebieskie czerepy chmur zatknięte
na porozrzucanych białych kościach
jak na drzewach
biegnę w dół niebieskiego zbocza
roztrącam siekące moją twarz skrzydła aniołów
i splecione w bicze warkocze ich włosów
stopami zdartymi do kości
na perłowych rajskich kamieniach
znaczę krwawy ślad
trop który nie zmyli dyszących za mną pogoni
legionów z obnażonymi mieczami

Od przeszłej niepamięci
do przyszłej pędzę i z trudem łapiąc oddech bezsenny
przez pokrwawione usta zsiniałe od zaciskania
szepcę modlitwy błagalne i dziękczynne
z przyzwyczajenia i na wszelki wypadek
a z mrocznego oczodołu niebieskiego lasu
łypie na mnie rozbiegane oko opatrzności
jak drżąca z zimna i strachu
mała głodna wiewiórka

Wyjmuję oczy i chowam po kieszeniach
by nie widziały koszmaru mojej klęski
w tej krainie wiecznej szczęśliwości i miłości wszelkiej
sytej aż brzemiennej do rozpaczy
moje puste miejsca po oczach widzą więcej
rzadziej potykam się i rzadziej się przewracam
brak już na mnie miejsca na rany
i skruszała tarcza skóry od ciosów
coraz mozolniej i ciężej biegnę w dół
pomiędzy stalagmitami i szkieletami drzew
już zaczynam dostrzegać przez skraj niebieski
biel i pustkowie cel niczym azyl
i jak nań miejsce

W końcu przewracam się
już nie mam sił powstać
pełznę na krwawych kikutach kolanach i łokciach
byleby dalej byleby bliżej
ale brak mi bicia serca i serca paniki
padam więc twarzą w niebieską opokę
dusząc się niebieskim błotem
i swoją krwią czerniejącą od powietrza
błogo mi wreszcie w tej rajskiej dziedzinie
ale tylko chwilę
znikomą jak niepamięć
bo natychmiast znów jestem na szczycie nieba
i bez zwłoki rozpoczynam bieg w dół zbocza
niebieski szaleńczy
przez niebieskie czerepy chmur
zatknięte na porozrzucanych białych kościach
przy wtórze hymnów
dobytym z niebieskiej szafy grającej
którą włączam danymi mi na drogę monetami
zdjętymi z powiek




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz