Wypowiedziane nocą pejzaże
rażą za dnia zbędnością
poprzystrajane odgłosami
przypadkowych barw chaotycznie
i tak po równinach o świcie
odpływają wizje
Cóż opowiem ze splotów tej wiedzy
unerwionej powstawaniem hipotez
a nawet ich ruchem
aby się spotkać w piątej godzinie
z opowieścią
bo niby z niej mówię
z wysokiego lotu ptaka
jeszcze nie objęty
kulistą narracją światła
mówię dalej
tam wszystko się zaczyna
Dziwię się nocom
że takie do siebie podobne
więc na oślep gwiazd sięgam
Zagrzebany w galaktyki
mierzę się z wyobraźnią
niebnie uwolnioną od śmierci
nie w znakach i literach
nie w znaczeniu pierwszym
a w zapachu pleśni
umiem na pamięć krańce
to z nimi popadam w zażyłość
jakbym na świecie zawsze
był obecny
Ile istnień zbiło się we mnie
abym spotkał tu siebie
przez nikogo nie oczekiwany
nie zbaczając z drogi
z wyznaczonej trajektorii
bym nie znikł
dla samego Boga
w czasie przetaczania
duszy w obłok
W tamtym śnie
połączyłem ze snem co przyszłe
jeszcze przebiegłem przez sad
w długiej frazie wiatru
bladoróżowy
i przez winnicę
bardzo zieloną
z tamtej czarnej ziemi po której biegłem
przez sad i winnicę
był biały chleb
z jego porannym smakiem
w ustach
Lecz powietrze zamiast łagodnieć
jakby stało się elektrycznością
czułem je na skórze
dlatego zrównałem się z próżnią
w której szukam
dobrego miejsca na zasiew
mojej
imiennej energii
Im przyszłość którą przygarniam
jest ciemniejsza i bardziej krwawa
jak struktura
geologia ziemi
geologia ziemi
tym mocniej wbijam ręce w kamień
i tym harmonijniej rozsypuje się on
w dawną muzykę piasków
Zatem jeśli spojrzysz
w lśniącą od słońca trawę
ogarnięty wolą poznania
to z wysokiej przyszłości patrzysz
Nie ma znaczenia
że nad nami spopieleje łąka
i zwęgli się raj
choćby dzisiejszego wiersza
zostanie tylko śladem chwili przejrzystym
nie ostatecznym kręgiem wody
uderzającym o jakiś brzeg
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz