Kiedy już w swoim oddechu
na tym wzgórzu z twojego powietrza
zbudowaną wieżę spaliłeś
i na obróconej w perzynę
zatańczyłeś horyzont rękami
Najdalsze widnokręgi
między wydeptanymi pułapkami wśród bezkresów
a śladami mrówek w butwiejącej trawie
nad nimi jakby nad zwieńczeniem
sadza kołuje
wzbija się skrzydłami w ciemne środki nocy
skąd ziemia
jako schodzone bezdroże
i ty na niej bezgłośnie potykający się
o własne ciało
jakby już ciemny płomień powietrza
płuca ci spalił
Poza tym zawsze
dręczyły cię jakieś pokrętne związki
mimośrodu z drogowskazami
jeszcze nie wszystko wliczyłeś
w wymyślone gaśnięcie
śladów po stopach
Bez tajemnicy pozostają tylko
uważne ognie
na końcach twoich dziesięciu palców
Zatańczyłeś horyzont rękami
taki pochylony trudem snów ideogram
zamiast łąki
z której wysoko buchały dmuchawce
w wiatry i wieże
aż po oddech
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz