Idziesz tym korytarzem
wśród ciepłych pastelowych kolorów
nie przed siebie
ściskasz kurczowo w drżących rękach
przerażenie którym owinąłeś
struchlałe w tobie puste miejsce po duszy
by uchronić przed zimnem
by nie uronić
nie utracić
i nie możesz nie możesz wyszeptać
ściśniętymi spieczonymi ustami słowa
w które zakrzepły twoje myśli
i które teraz turla ci się w ustach jak szklana zimna kuleczka
Próbujesz zrozumieć
dlaczego nie ma tu wiatru i nie ma nawet okien
z białymi blaszanymi parapetami
o które mogłyby stukać miarowo
białe serca aniołów
kołujących po białym niebie białym jak oczy trupa
przecież w takiej chwili powinny umierać anioły
bo jeśli nie teraz to po co
I anioły powinny umierać tak jak ludzie
a przynajmniej cierpieć z nimi
do końca cierpienia jeśli jest taki koniec
zamiast chować się w zakurzonych
śmierdzących myszami stronach Pisma
przeczekując tam razem ze Stwórcą Winorośli
natarczywe błagania opuszczonych w wolności
o miłosierdzie albo chociaż o kłamstwo nadziei
Ale wiedzą ze może ich tam dosięgnąć
tylko przekleństwo
znaczące tyle co puste ziarno
albo popiół
z ognisk na grudniowym kartoflisku
Może nie chcecie rozumiec ten wiersz, to krzyk
OdpowiedzUsuńNo co? Mądrość wam ekspodowała? Nie bo jej nie zaznaliście. To takie banalnie proste, napisz inny wiersz o smierci. Exist one.
OdpowiedzUsuń