Hieronim Korcz obudził się o brzasku. Był bez miary rozczarowany sobą, bo w zasadzie nie obudził się, a obudził go ból głowy. Przykry, świdrujący, kłujący. Niechętnie wstał, poczłapał do łazienki i połknął dwie aspiryny. Potem położył się, zamknął oczy - i tak miał w nich mroczki - postanowił jeszcze zasnąć, bo pora była nieludzka. Nawet udało mu się, ale we śnie śniło mu się, że cholernie boli go głowa i niebawem zbudził się zlany potem.
Poszedł do kuchni, zrobił kawę i usiadł przy stole. Za oknem lało jakby właśnie zaczynał się potop; każda kropla uderzająca w parapet była jak cios młotkiem w jego obolałą głowę i duszę. Hieronim Korcz zaczął zaciekle kląć w twardym języku, cicho i nieustępliwie. Po pół godzinie zmęczył się, wrócił do sypialni i zasnął twardo.
Pamiętał jednak przedtem włączyć budzik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz