O 6 post meridiem miał być koniec świata. Hieronim Korcz za dziesięć szósta wystawił leżak na taras, przyniósł butelkę wina i kieliszek, uwalił się na leżaku i czekał, spodziewając się jakichś ekscytujących zdarzeń, np. błysków w chmurach, trąb z nieba, wyłażących z ziemi gromadnie robali i narodzin wulkanu za ogrodowym płotem, u sąsiada.
Po trzecim kieliszku Hieronim Korcz zrobił się senny i zasnął. Obudził się szczękając zębami z zimna, była noc. Świat istniał odpychająco zwyczajnie, zdał sobie sprawę, że jego koniec nie śnił mu się nawet. Masywnie zdegustowany dopił wino i gdy już zamierzał udać się do sypialni, na niebie pokazała się spadająca gwiazda. Hieronim Korcz, jak był nauczony, pomyślał życzenie. Chciał, żeby ten koniec świata jednak nastąpił, właśnie teraz. Ponieważ jednak było dość chłodno, nie czekał, wrócił do domu.
Po drodze pomyślał, że jego życzenie jest głupie. Zdejmując kapcie zerknął bezwiednie na leżący na stoliku stosik rachunków do zapłacenia i zrozumiał, że to on, Hieronim Korcz, jest ostentacyjnie głupi. Do dupy z końcem świata, powinien był życzyć sobie podwyżki.
Zaszkliły mu się oczy, machnął ręką i zrezygnowany położył się do łózka w skarpetkach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz