Przez całe życie gromadzę na sobie
rysy wypełnione świecącym nocami próchnem
by uogólnić się w końcu
w starym rodzinnym albumie
jak we śnie który był przede mną
Pomiędzy ja ty i oni
zawsze odnajdą się jacyś antenaci
którzy wdziewają na siebie strój nieobecnych
mija cień rok podobieństwo
ale po co tyle ceregieli
o te gałganki z lalek
skoro córki dorosły
i puszczają się na prawo i lewo bezwiednie
Ten starszy pan także ma już swoje miejsce
wśród zatartych szczegółów
nic nie pomoże wgryzanie się w ostatnią warstwę
o pół stopy nad ziemią
Na przykład odżegnuję się
od kogoś drugiego
odżegnuję się od kogoś trzeciego
a i tak jestem pośrodku
Znaczenia które miały być punktem wyjścia
znikają w czynnościach chwil
bez wymiaru realność
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz