Hieronim Korcz
przyglądał się facetowi w lustrze - wydawał się znajomy. W
lustrze powinien być on, Hieronim Korcz, ale facet z lustra tylko go przypominał. Mimowolnie obejrzał się za siebie, przeczesał palcami włosy,
pokręcił intensywnie szyją, wyszczerzył zęby, wybałuszył oczy
i powiedział:
- Aha.
Dwutygodniowy
zarost, sińce pod oczami, żółta cera, przygarbiona sylwetka.
Pomimo wszystko, w ogólnym planie przypominał jednak siebie.
Szpital to nie jest miejsce dla tak wartościowych, wielorako
wartościowych i wrażliwych facetów, jak on – skonstatował ze smutkiem. Z rozrzewnieniem westchnął do dawno minionych czasów, kiedy w każdym szpitalu funkcjonował wędrowny golibroda. Nie wszystko, co minione, było do dupy.
Nakładając na zarośniętą gębę piankę Hieronim Korcz myślał z troską o tym, że dla
urody mężczyzna gotów chwycić się brzytwy, i że byłoby dobrze,
gdyby po wszystkim uszy pozostały tam, gdzie są, zauważył bowiem niebezpieczne
drżenie rąk. Na wszelki wypadek poszedł po okulary. Myślał
jeszcze o rękawiczkach, ale doszedł do przekonania, ze to już
ekstrawagancja i idiotyzm.
Zacisnął zęby i mrucząc przekleństwa i złorzeczenia przystąpił do czynu.
Zacisnął zęby i mrucząc przekleństwa i złorzeczenia przystąpił do czynu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz