Człowiek, kiedy staje wobec choroby
nowotworowej, doświadcza przede wszystkim zrazu niedowierzania, a
potem obezwładniającego lęku, pyta – ile mi jeszcze czasu
zostało. A czas, to jedyny oręż jaki mu pozostał, właśnie czasu
nie można trwonić, ani chwili, bo ta choroba jak żadna, nigdy nie
czeka.
Nie jest tak, że podejmuje się walkę
z chorobą. Poddanie się leczeniu, aktywna współpraca z lekarzem,
przestrzeganie zaleceń, zaufanie do lekarza, przekonanie o
słuszności podejmowanego działania, to wszystko chroni energię,
jest ważne. Jednak to, co najważniejsze, to walka ze sobą.
Człowiek dotknięty rakiem zostaje sam
z chorobą, dla bliskich i znajomych to temat tabu. Nikt z otoczenia nie chce przyjąć do wiadomości, że choroba uniemożliwia udział w życiu
na normalnym poziomie aktywności. Przecież to nie zawał, po którym
trzeba na siebie uważać, nie wylew i po nim częściowy paraliż,
to tylko śmierć w duszy i w rękach.
Człowiek chory na raka musi podjąć
walkę ze sobą, ze swoimi myślami, paraliżującym lękiem,
słabością, z poddaniem się stracie, z niewiarą. Musi przyjąć i zaakceptować swoją słabość, i wynikające z niej ograniczenia, a
jednocześnie chronić resztki energii do aktywnego leczenia, chronić
przed apatią, depresją, zniechęceniem, bezsilnością, a zwłaszcza przed trwogą.
Każdy zdaje sobie sprawę z
nieuchronności śmierci, każdy wie, że go spotka, kiedyś, jakaś.
Może jutro, a może za czterdzieści lat, po co więc sobie tym
zaprzątać codzienność. Rozmyślania na ten temat są jałowe i
bezowocne, rozmyślania o niewiadomym. Jeśli jednak człowiek
dowiaduje się, że jest chory na raka, niewiadome staje się
wiadomym. Nie myśli już, że kiedyś, myśli o najbliższej zimie,
a może o wiośnie, albo lecie, tym, co będzie niebawem. Każdy
gest, każde słowo, każdy czyn staje się bardzo ważny, rodzi się
obawa przed nieodwracalnie dokonanym, czasem paraliżuje niemoc z tym związana.
Do niedawna obca, stanowiąca temat
tabu śmierć zaczyna na człowieka patrzeć z lustra, zapełniać
dni i noce, jawę i sny. To tu trzeba podjąć walkę, ze swoją
psychiką, nie z chorobą. Ochronić w sobie wolę życia, tę
tęsknotę i dogłębne przekonanie, że nie, że jeszcze się nie
nażyłem, że jeszcze do zimy, może do wiosny, albo do lata, a może
jeszcze rok.
Nasuwa się banalne pytanie. - Czy kiedy nie można mieć, czego się chce, można zadowolić się czymś gorszym? Każdego dnia na nowo, człowiek chory
na raka podejmuje walkę z bezsilnością i brakiem woli. Dzień za dniem, bez chwili wytchnienia.
Armand Amar - Home - Life I
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz