Hieronim Korcz
przestawał myśleć. Rozwlekle dziękował za coś Bogu, za coś tam na Niego
prychał, widział jeszcze swoje kapcie równiutko ustawione na
dywaniku przy łóżku, kota zawiniętego w koc na fotelu i swój
kubek parujący kawą przy laptopie na stole w kuchni... Wszystko to bez ładu składu i sensu, poszatkowane czymś trudnym do nazwania, bardzo bolącym. A potem nic,
Hieronim Korcz zwyczajnie umierał.
Następne, co było jego doświadczeniem, to nieokreślone bulgotanie i blade światełka gdzieś. Potem śniło
mu się wzgórze ze zboczem porośniętym trawą i konwaliami, i
ostry tam seks z... sen nie był precyzyjny. Z kolie znów bulgotanie i mało przyjemne gęby z oczami o ekspresji rybich ślepi pochylające się nad nim. Hieronim Korcz ponownie zaczynał, bardzo niemrawo i
w jakiś sposób malowniczo myśleć. Malowniczo, bo nawroty zgrzytliwo-bulgotliwych procesów udających myślenie,
przerywały często daleko bardziej subtelne wielobarwne sny. Zresztą, nie tylko erotyczne.
W końcu dotarło
do niego, że umieranie jak zwykle zostało odwołane i właśnie wszystko
zaczyna się od nowa. Sinusoida życia jeszcze nie rozpłaszczyła się na tyle, żeby mógł ją wbić jak korkociąg w
dupsko nicości i wyrwać z niej brak bólu schowany i zakorkowany tam przez złośliwego Stwórcę Nicości. A więc od nowa.
Poruszony,
wstrząśnięty Hieronim Korcz chciał zrazu wrzeszczeć w proteście,
ale nie mógł, potem chciał przekręcić się na bok i na wszystko
wypiąć, ale nie mógł, potem przeklął parę razy w duchu, w tym Wiekuistego i wszystko, co akurat sobie przypomniał, ale
i to nic nie dało, zacisnął więc mocno powieki i postanowił
zasnąć, ale nie mógł. Z oczu zaczęły płynąć mu łzy, chciał
je otrzeć, ale nie mógł, zatem postanowił przestać płakać, ale
tego też nie mógł. Pragnął przestać myśleć, bo skoro żył, to niech choć tyle, ale nie mógł.
Pomyślał: - Ech, takie tam życie, takie tam umieranie.
Bruce Dickinson - Road To Hell
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz