Czarek Samuel K.

sobota, 15 września 2012

Czynię




14 września wieczór przed Szabatem
Słońce weszło w sferę mojego przyciągania
ludzie przystanęli i śledzili z zapartym tchem
matka pociągnęła dziecko za rękaw:
chodź zobacz jak umiera poezja
Przetaczana krew z serdecznego palca zabarwiała horyzont
nieprzerwanie rurociągiem Nord Stream (lubię przyrodę)
Odczuwałem lekkie szczypanie w ranie i senność
ludzie nie ruszali się patrząc wciąż łakomie
na róż który wyciekał z nieszczelnych przewodów –

Po pięciu minutach nadeszła pielęgniarka i odłączyła mnie
Nie było zbyt bolesne prawda – uśmiechnęła się pokazując
nazbyt grube udo
Zakryła je pospiesznie
Słońce mało oryginalnie kojarzyło mi się
z wielorybem wyspą rysunkiem z jakiejś kartki
przestało być już rozwiniętą flagą czegokolwiek
japonii albo innej autonomii
wreszcie nic nie przypominało

Upadłem wyczerpany w stalowe powietrze
mewy zaskrzeczały twardo a ludzie z wolna rozchodzili się
tylko obciągając po sobie nieprzemakalne płaszcze z szelestem
czym upodabniali się do powietrza –

Jedynie wokół miejsca gdzie Słońce spuściłem do grobu
przeświecało jak przez gazę
(ochronny opatrunek doraźny za 0,03 €)
która lojalnie przechowała małą plamkę mojej krwi w gazie mgły
z wiernością – myślę teraz – godną lepszej sprawy


* (zapiski do wiersza)

z definicji poezji:
Dłonią zamysłu zapisana w książce wyjść
Noc co się nazwała jej imieniem

*

ze zdolności przewidywania:
Wrzuciłem do internetu swój nekrolog
A cała reszta – grafomania
w obieg krwi wpisana białą pchłą

*

Nie chciej bym się silił na taką dosłowność
która Ci w testamencie zapisze ten nekrolog





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz