14 września
wieczór przed Szabatem
Słońce weszło w
sferę mojego przyciągania
ludzie przystanęli
i śledzili z zapartym tchem
matka pociągnęła
dziecko za rękaw:
chodź zobacz jak
umiera poezja
Przetaczana krew z
serdecznego palca zabarwiała horyzont
nieprzerwanie
rurociągiem Nord Stream (lubię przyrodę)
Odczuwałem lekkie
szczypanie w ranie i senność
ludzie nie ruszali
się patrząc wciąż łakomie
na róż który
wyciekał z nieszczelnych przewodów –
Po pięciu
minutach nadeszła pielęgniarka i odłączyła mnie
Nie było zbyt
bolesne prawda – uśmiechnęła się pokazując
nazbyt grube udo
Zakryła je
pospiesznie
Słońce mało
oryginalnie kojarzyło mi się
z wielorybem wyspą
rysunkiem z jakiejś kartki
przestało być
już rozwiniętą flagą czegokolwiek
japonii albo innej
autonomii
wreszcie nic nie
przypominało
Upadłem
wyczerpany w stalowe powietrze
mewy zaskrzeczały
twardo a ludzie z wolna rozchodzili się
tylko obciągając
po sobie nieprzemakalne płaszcze z szelestem
czym upodabniali
się do powietrza –
Jedynie wokół
miejsca gdzie Słońce spuściłem do grobu
przeświecało jak
przez gazę
(ochronny
opatrunek doraźny za 0,03 €)
która lojalnie
przechowała małą plamkę mojej krwi w gazie mgły
z wiernością –
myślę teraz – godną lepszej sprawy
* (zapiski do
wiersza)
z definicji
poezji:
Dłonią zamysłu zapisana w książce wyjść
Noc co się
nazwała jej imieniem
*
ze zdolności
przewidywania:
Wrzuciłem do
internetu swój nekrolog
A cała reszta –
grafomania
w obieg krwi
wpisana białą pchłą
*
Nie chciej bym się
silił na taką dosłowność
która Ci w
testamencie zapisze ten nekrolog
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz