Żyję w chłodnym
śliskim powietrzu
nie znam fabuły i
nie wiem co jeszcze
może się zdarzyć
moje
krótkobłyszczące krótkowidzące oczy dotykają
sprzętów i
potykają się o ściany
– nie jest
jeszcze późno – mogę stać się
całością przedmiotu zmienić się
w punkt widzenia lub punkt wyjścia ze
ściany
mogę marszczyć czoło
– spokojnie zasypiać lub czepiać
się skrawka myśli
wątku który
zapomniany z zapomnianego filmu zapomnianej epoki
mogę policzyć do
stu
do stu tysięcy
szatanów i z powrotem wyłożyć
na wierzch
wszystkie nie wykorzystane bilety
nie zablokowane
konta
nie wykorzystane
możliwości
i nie sprawdzone
wróżby pozwolą wybaczyć
wszystkie chwile
spiętrzonego świata moich grzechów mojej
chwały
Wciąż jeszcze
jest wczesna pora – mogę przewidzieć
próby każdego
ruch mięśni
każdy przypływ i
odpływ ciszy
mogę milczeć i
powoli odzwyczajać się od słów
– stać się
oczywistym więc sprawiedliwym
Jeden deszcz za
oknem – kwietniowe preludium szukające ładu
wśród ciemności
jest we mnie
dlatego boje się
słów które mogą mnie opowiedzieć
języka który
może mnie zdradzić – obezwładnić
boje się
matowego światła
lampy
tej drżącej
wiary mogącej otwierać znużone światłem powieki
w domu obok kulawy
fortepian sięga agonii muzyki od kilku godzin
kruchych jak płacz
oseska
zużyte gamy bez
szelestu spadają po partacku
na śmiertelne jak
kwietniowe krople przepowiednie
jak zużyty lęk
tego człowieka siedzącego naprzeciw
Nie znam
scenariusza nie wiem co jeszcze