Jak wiele mnie ubyło kiedy zostawiałem ślady rąk
na chodnikach rzeczach
na twarzach ludzi i w winnicach
białe ślady osiadłe w mroku
jak pocałunki na zwęglonych ustach
jakby dotknięcia odsłaniały nagie kości
pozbawione treści trzewia
jakby barwy które czernieją i rozpadają się
białymi płatkami
białymi płatkami
w procesie zastępowania teraźniejszości przeszłością
Przez wybuchające żagwie dni
starając się ich nie dotykać nie oparzyć o nie stóp ani dłoni
przez płomienie gwałtownie utleniającego się dnia
zaciskając powiekami popiół w oczach
przez rozżarzone do pustki niebo
inkrustowane czaszkami chmur i oczodołami gwiazd
wsparty plecami o rozpaloną
skwierczącą klingę minionych przyszłości
przez magiczne zaklęcia chwil
poczerniałych spalonych oprószonych sadzą
Jak wiele kropel mojej krwi zostaje
na wirujących liściach
pośród lasów i traw lipcowych polan
wygniecionych lipcowymi słońcami
odartych z zieloności i błękitów
eksplozjami supernowych
eksplozjami dni
i wśród poranków czerniejących nadchodzącym mrokiem
stygnących pożarów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz