Mówisz że zawsze się spóźniam
wyprzedzają mnie dni i wszystko co z nimi
sól po osuszonym na skórze pocie
i nawet moje ślady
odciski stóp w skale i w wodzie
są przede mną
Moje słowa zanim zabrzmią rozpadają się
jak brzęczenie much na wietrze
zamiar zapisania ich w dotkniętych chaosem nośnikach
zamienia je w ciszę
chociaż nadal tęsknią za brzęczeniem much w słońcu
chociaż jeszcze pragnę by były choć tym brzęczeniem
Mówisz że jeśli patrzę przed siebie
patrzę zza poprzedniego horyzontu
a kiedy chcę zasiać ziarno w ziemię
w dłoniach mam spleśniały chleb
jakbym bał się najmniejszym gestem cokolwiek wyśpiewać
i może cokolwiek zrozumieć
Mówisz że gdy zaczynam modlitwę
stawiam samotność zamiast amen
w pustkę po niej
a kiedy wybieram się w podróż z okna na piętrze wysokim
ku betonowi chodnika pod oknem
w miejscu chodnika stygnie już tylko twarda nicość
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz