Czarek Samuel K.

czwartek, 6 stycznia 2011

banalny wiersz o spokoju






Na wiadomość
z której nagły łeb węża 
właśnie bada
rozwidlonym językiem swoją przestrzeń
zanim w nią sploty bezszelestne rozpuści
stawałem przy oknie
a było to wiosną jesienią zimą

Widziałem śmierć majową
słońce wzniecało zielone pożary
kosy wznosiły krzyk aż nienormalnie radosny
w nienormalnie niebieskie niebo
wiatr żywił drzewa ruchem

Ogród dawał śmierci schronienie
stamtąd podglądała moje oczy
biegnące do korzeni drzew
tam gdzie czerniły się świeże kopce kretów

W dniu ciepłej jesieni
wśród radości jabłoni
była w jabłkach
i znów podglądała moje oczy
gdy patrzyłem przez drzewa
w punkt za widnokręgiem
z którego dobiegał mnie
spoza przestrzeni
pierwszy jej powiew

Styczniową zimą stałem przy oknie
zatopiony w chłodzie
i widziałem już tylko
lustrzane zasadzki chłodnego światła
był jednak w nim otwór czerwony od żaru

Następną marcową wiosną
w dniu wyjątkowo ciepłym
i obiecującym szybki rozkwit
po bezśnieżnej zimie 
pośród źródeł łąk 
widziałem w ogrodzie przybliżony rysunek
jakby negatyw
wywołujący się niezmiernie powoli
jej oczy
były zaznaczone ciemniejszymi o tysięczna część tonu
fragmentami przestrzeni
była tam bardziej niż kiedykolwiek

Zamykałem oczy
odwracałem głowę
niepewny szukając porównań
i ponownie patrzyłem
aż do potwierdzenia poszlak
potem stopniowo zanikła
przyczajona do następnego sezonu
lub innego uzasadnienia




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz