Dusząc się
błądzimy w lesie
blask Księżyca nas myli
zwodzą mosty
i drogi wyrąbane wprost
Dusząc się
zadzierzgamy pętle racji
niewątpliwych
świętujemy nieapolitycznie
i śpimy snem antyapokaliptycznym
jąkamy się przy tabliczkach mnożenia
gorące ręce chłodzimy w ogniu
odczytujemy swój kod DNA
pod przybudówkami
po kolana w deserach
Wycofujemy z obiegu
niedostatecznie uzasadnione
w ogóle biegamy sporo
chrzcimy i skreślamy
nawet karzemy
Nocą
przez tajne furtki
wymykamy się i widzimy nawzajem
jak spod przyłbic
błyszczą nam niezdrowo oczy
Gdym w lęku
że Jej wojska już na widnokręgu
wzbierają grzbietem fali
że pierwsze przyczółki stracone bezpowrotnie
a moja armia słabnąca
nie wznawia kontrataków
Gdy ślę poselstwa
aby się układać
i odwlec chwilę
co już ziarnkiem piasku w mojej klepsydrze
którą odwrócić się waham
Widzę mostek kamienny
widzę strumień czysty
i zieleń łąk zabarwioną kwiatami
czuję zapach słomy i trawy
zapach pyłu z drogi
i zapach kamieni z pobocza
a w skanie pamięci
tamto niebo wschodzące
po najtrudniejszej z nocy
i twego cienia żałobny kwiat
że kwitnie u moich stóp
u moich stóp kwitnący
Wtedy zabiła mnie kobieta
jakbym się zabił sam
jej krwawy bukiet drzazgami kości
jej krwawy bukiet rozkrzewia się
niczym łąka która ruszyła w drogę
Zawraca moje skrzydło nie rozwinięte
zawraca ku ziemi
moje oczy się tępią
krótkowidzące w przestrzeni
Niepodobna już pytać o sens
Do kuli światła różnobarwnego
zwracam mój sen
bo jestem przypadkiem jakich wiele
w każdej grze
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz