Poranek albo popołudnie marcowe
z odwilży patrzy na mnie pies
widok śniegów
co kopne
po pas kryły
tamte dróżki
mroźny zapach świerków
drażniący nozdrza
wilgotne
Biało brązowe skłębienie kudłów
futra
domyślam się nieba
co nad nim
W psim uśmiechu blask kłów
i przemijanie światła
Patrzy na mnie pies umarły
i tak dużo ciszy w nim
jakby nigdy
nic
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz