Czarek Samuel K.

środa, 20 lipca 2011

Hieronim Korcz








Hieronim Korcz kupił piwo, ser camembert i poczłapał ciężko do Kamienia. Kamień był jego.     Choć czasami potrafili tam zaplatać się kloszardzi i inni przeklęci, Kamień był jego, Hieronima Korcza. Znajdował się, wbity w ziemie do połowy, na małej polance wśród zarośli porastających pewną przestrzeń w centrum miasta, pozostawioną jako nieużytek zapewne na jakieś cele, wyższe cele. Hieronim Korcz nie wnikał.
     Dobrnął na miejsce, usiadł, ze smakiem zjadł troszkę sera i popił piwem. Miał do przemyślenia parę spraw, które zdawały się być splątaniem losu, jego losu. Wiedział, że aby wiedzieć na czym polega dobro, trzeba najpierw wiedzieć czym jest i jak wygląda zło. Potrzebował przebaczenia, miłości i wiary, żeby wejść w kolejny scenariusz życia, który stworzy mu kolejne pogmatwania losu. Tak, Hieronim Korcz potrzebował swoistej spowiedzi przed samym sobą, błogosławieństwa tej iluminacji, która przynosi zazwyczaj mądrość.
     Nagle w chaszczach zaczęło trzaskać i niebawem wyłoniło się z nich dwóch rosłych policjantów w czarnych mundurach, przystrojonych w całkiem poważnie wyglądający arsenał.
     - Nie wie pan, że nie wolno pić piwa w miejscu publicznym? Dokumenty proszę. - wysapał zdyszany jeden z policjantów.
     - Proszę pana, jakież to miejsce publiczne? Jestem tu od z górą dwóch godzin, a panowie jesteście jedynymi, którzy się tu pojawili. - odparł zamyślony Hieronim Korcz.
     - Proszę dokumenty i nie dyskutować, bo będzie pan zatrzymany za stawianie oporu Policji Państwowej.
     Hieronim Korcz wstał z Kamienia, podał żądane dokumenty i stojąc w postawie zasadniczej przed policjantami oczekiwał. Ci zaś spisali jego dane, sprawdzili przez radio, czy nie jest poszukiwany listem gończym, a potem wręczyli mu pięćdziesięciozłotowy mandat. Wtedy, już skonfundowany odwrócił się z zamiarem odmaszerowania w chaszcze. Zatrzymał go jednak stanowczy głos młodego dwumetrowego gliny.
     - Panie, zabierz pan to piwo i te śmieci – wskazał na leżące na Kamieniu opakowanie camemberta – bo dostaniesz pan zaraz mandat za zaśmiecanie.
     Hieronim Korcz mruknął z pokorą: - Przepraszam. - Posprzątał po sobie i czym prędzej pomknął przez chaszcze w kierunku cywilizacji. Gałęzie podrapały mu twarz i ręce, piwo wylało się w kieszeni marynarki. Zdruzgotany i bliski płaczu cisnął w krzaki camembert i piwo, i z wbitym w czubki swoich butów wzrokiem mozolnie poczłapał do domu. Szedł blisko ścian budynków, starał się być jak najmniej widoczny, a i tak czuł na sobie raz za razem spojrzenia ludzi, bolesne jak razy pałą policyjną.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz