Hieronim Korcz w drodze do pracy od zawsze mijał przystanek autobusu nr 55 przy sklepie żelaznym. Jakieś 150 metrów dalej skręcał w prawo, w zaułek przy którym mieści się jego firma.
Ponieważ Hieronim Korcz był z natury punktualny, niemal zawsze kiedy mijał ów przystanek, zatrzymywał się przy nim autobus. Od kilku miesięcy jego uwagę zatrzymywała każdego ranka kobieta wysiadająca z autobusu. Była wysoka, zawsze gustownie ubrana w pastelowe odcienie beżów i zgaszonych zieleni, z kędzierzawą, opadającą na ramiona ciemnoblond czupryną. Szła zazwyczaj energicznie, nie oglądając się na boki. Hieronim Korcz lubił iść za nią owe sto pięćdziesiąt metrów, nim zmuszony był skręcić. Zaczął nawet wychodzić z domu dwie minuty wcześniej, by nie przegapić autobusu nr 55 o 7:35 przy sklepie żelaznym.
Razu pewnego stwierdził, że jego zachowanie nie jest do końca normalne, wręcz dziwne. Postanowił, przy porannej herbacie, pokonać swoją przyrodzoną nieśmiałość i tego ranka zaczepić nieznajomą. Tak też uczynił.
Kiedy wysiadła jak zwykle na przystanku przy sklepie żelaznym, przełożył teczkę do prawej reki, podszedł i powiedział:
- Dzień dobry. Mijamy się tu codziennie, jestem Hieronim Korcz.
- Dzień dobry. Proszę wybaczyć, ale spieszę się do pracy. - Nieznajoma miała miły, spokojny głos.
- Przepraszam za natarczywość. Miłego dnia. - Nieznajoma nic nie odpowiedziała, odwróciła się nieznacznie i obdarzyła Hieronima Korcza dyskretnym uśmiechem. Ten zaś poczuł się mocno skonfundowany i natychmiast został kilka kroków z tyłu.
Skręcając w swój zaułek, w prawo, z wzrokiem wbitym w chodnik, Hieronim Korcz postanowił od jutra wychodzić z domu do pracy całe siedem minut wcześniej, by wyprzedzić autobus zatrzymujący się o 7:35 przy sklepie żelaznym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz