Czarek Samuel K.

środa, 12 października 2011

Hieronim Korcz





Hieronim Korcz zaobserwował u siebie pewną prawidłowość, otóż wieczorami czuł się zmęczony i klapnięty, natomiast o poranku wypoczęty i rześki. Świat jest Boży – westchnął. Postanowił zmienić nieco porządek swojego dnia, tak, aby zminimalizować czas zmęczenia, a poszerzyć przestrzeń rześkości. Zaczął od wczorajszego wieczoru.
     Położył się spać nie, jak miał we zwyczaju, między północą, a pierwszą, lecz już ok. dziesiątej. Po kilku wspaniałych, zaznaczonych narcyzmem chwilach pojawił się problem. Hieronim Korcz nie mógł zasnąć. Zrazu zaczął się wiercić, coraz bardziej niespokojnie, aż się spocił i dał spokój. Potem próbował liczyć barany skaczące przez płotek. Mniej więcej po 240 zamiast liczyć, mordował w locie te skaczące barany, na początku bejsbolem, potem maczetą. Zrezygnowany wbił wzrok w sufit i wtedy zaczęły mu się przypominać sytuacje, kiedy popełniał gafy, kiedy się ośmieszał, wszystkie kosze jakie dostał, chwile, momenty, kiedy zawiodła go męskość, zdarzenia, które pokazywały jasno, jakim jest nieudacznikiem, porażki zawodowe, zgubione pieniądze i dokumenty, zgubione klucze do domu, kretyńskie zakupy, na jakie dał się naciągnąć, imprezy na których się schlał i zbłaźnił, i jeszcze wiele sytuacji, do których zazwyczaj wstydził się przed sobą przyznać.
     W efekcie, kompletnie rozjechany, zasnął zajęczym snem ok. czwartej nad ranem, a o piątej wstał. Był zdruzgotany, sponiewierany fizycznie i psychicznie. Przemył twarz, niechętnie przyglądając się swojej sinej cerze i worom pod oczami. Zamiast kawy zaparzył sobie melisę i sączył ją klnąc gardłowo, szpetnie, nieustępliwie.
     Po drugim kubku melisy Hieronim Korcz zadzwonił do pracy, że bierze wolne, ubrał się i pomimo siąpiącego chłodnego, październikowego deszczu, poszedł na długi spacer gdzieś, wszystko jedno gdzie, byle dalej od siebie.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz