Hieronim Korcz
miał sen, co nie było niczym nadzwyczajnym, niezwyczajny natomiast był sen. - Była czwarta rano. Siedział przy biurku i łypał wrogo na
laptopa i telefon. Na e-poczcie leżała nieokreślona liczba e-maili
czekając na odpowiedź, w telefonie dziewięćdziesiąt siedem
sms-ów czekało Bóg wie na co. Na bankowym koncie dudniła pustką pustka.
Biurko pokryła pryzma rachunków do zapłacenia i pozwów do sądu
zwieńczona wypowiedzeniem pracy, ze skutkiem natychmiastowym.
Hieronim Korcz przyglądał się temu wszystkiemu melancholijnie i
żuł cierpliwie frazę – jest do dupy. Potem fraza mu się
skróciła i memłając zaciśniętymi szczękami powtarzał bez
końca – dupa.
Tak zastał go
ranek. O szóstej melancholię przerwało mu łomotanie do drzwi. -
Policja, otwierać! - Hieronim Korcz doświadczył galopady paniki
pośród myśli i zaczął gorączkowo szukać sznura, żeby się
powiesić. Nie znalazł, ale nawet się nie zdziwił, jak
nieszczęście, to nieszczęście. Tymczasem łomotanie do drzwi
wyartykułowało się groźniej. - Policja! Otwierać, bo wyważymy drzwi!
Uciekać. To było
wszystko, co w tej chwili składało się na Hieronima Korcza. Jęknął
i potruchtał schować się w szafie.
Na tym sen się
urwał. Obudził się zwinięty w kłębuszek, zupełnie mokry od
potu, rozdygotany i przestraszony, bał się otworzyć oczy. W końcu
zdecydował się zerknąć na zegarek - była czwarta rano. Poczłapał
do kuchni zaparzyć kawę. Jednak tak dygotał, że wylał filiżankę
próbując unieść ją do ust. Niechętnie posprzątał i zaparzył
drugą. Potem sącząc gorącą gorycz cedził z zawziętością i uporem mantrę – dupa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz