Nie przynależny
nigdzie
kosmopolita miast
i ogrodów
adoptowałam
małą ulicę
sprzeczności
na której
brzydota z pięknem
harmonia z chaosem
wiodą na co dzień
kłótnię gwarną
hałaśliwą i zbędną
hałaśliwą i zbędną
Chodząc tą ulicą
przez dni czarne i
białe
z rekami i nogami
zmęczonymi
od dźwigania
plecaka złudzeń
patrzyłem jak
dźwięczały
wypadając z niego
na bruk
A plecy ciężkie i proste
głuche
głuche
nie chciały ugiąć
się
abym mógł
pozbierać
je podnieść
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz