Mówię do niej że
gdy zechce nadejść
choćby percią –
wszak podtrzymam nad przepaścią
A jeśli wpław –
to będę z ręcznikiem na brzegu
nawet kiedy w tym
maratonie nie zajmie miejsca pierwszego
aby obetrzeć pot z
czoła rosę z ciała
i dać od razu przy
istnieniu witamin do ssania
właśnie: Rilkego
czy Baudelaire'a … A może uszyję spadochron
z miękką poduszeczką gdyby z nieba mi chciała spaść
W jej ulubionym
gatunku zaparzam herbatę może kawę albo mieszankę ziół
co wieczór
nastawiam budzik
z wybraną płytą
odtwarzacz
czekam wytężam
wzrok zamieniam się w słuch słup soli
po każdym wyjściu
sprawdzam czy jej dosyć na książkę A nawet
może na życie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz