Między piątą a szóstą konferencją nie spisanych myśli
wśród piasków
które nie są żadnym wejściem ani tym bardziej wyjściem
w jakiekolwiek bądź
wolne miejsce Brak ubytek czy wyrwę
następnym a
poprzednim chlebem którego wczoraj wierszem śliniłem
rokiem 1960 a nie
otwartym do tej pory zalewem
wódki ochotą do
pisania a innym lukratywnym biznesem
w rozmowie ze 116,
117, 118 napotkanym nudnie szczerym człowiekiem
Tak w równym moim
oddechu jak w przyspieszonym tętnie
u stóp katedry
ascetycznych finansów czy w prywatnym metrze
między przerwą w
dopływie sensu a postulowanym bezsensem –
wierną posługę
pełni na każde skinienie
podręczny kubek
zimnej wody
na męską decyzję
gotowy chłopięcy scyzoryk